Zamiana znęciła mnie jednozdaniową informacją na okładce: „studium psychologiczne rozpadu małżeństwa, rozwijającej się choroby psychicznej, odrzucenia przez społeczeństwo i manipulacji”. Zaintrygowana tym wprowadzeniem, przeoczyłam (naprawdę!) dopisek pod tytułem, precyzujący, że powieść należy do gatunku thrillerów psychologicznych. I rzeczywiście, jest to przede wszystkim sprawnie napisany thriller, w którym przeplatają się sceny z dwóch historii.
Jedna zaczyna się pod koniec lat 70. w Berlinie, gdy Carla Arnim, żona znanego muzyka, trafia do szpitala z powodu półpaśca. Jej sześciomiesięczna córeczka Felicitas zostaje na ten czas położona na oddziale noworodkowym (słabość tego elementu fabuły omówię później). Kiedy kilka dni później Carla ma wyjść ze szpitala, pielęgniarka przynosi jej dziecko. Tylko, że Carla nie rozpoznaje w niemowlęciu swojej córki. Jej gwałtowna reakcja szokuje i personel szpitala, i męża (który nie wierzy w podejrzenia żony, choć sam widział swoje dziecko tylko jeden raz, gdy miało dwa tygodnie). Czyżby był to objaw choroby psychicznej? Na domiar złego wkrótce wychodzi na jaw, że i dziewczynka nie jest zdrowa – cierpi na rzadką chorobę genetyczną, w wyniku której będzie się starzeć w dziesięciokrotnie szybszym tempie i umrze, nim jej rówieśnikom wypadną wszystkie mleczne zęby. Może zatem matka celowo wypiera ze świadomości istnienie chorego dziecka? Nie bacząc na szkody powodowane tą opinią, Carla nie ustaje w poszukiwaniach,
próbując dociec okoliczności, w jakich mogło dojść do zamiany prawdziwej Felicitas na obce niemowlę…
Mniej więcej trzydzieści lat później w Edynburgu Fiona Hayward budzi się z podciętymi nadgarstkami w wannie udekorowanej świecami i płatkami róż. Półprzytomna (jak się potem okaże, nie tylko z upływu krwi), ostatkiem sił dzwoni po pogotowie. Dla wszystkich – lekarzy udzielających pomocy, przyjaciółki i współlokatorki Mòrag, chwilowego partnera Bena – sprawa wydaje się oczywista: to nieudana próba samobójstwa, podczas której niedoszła denatka spanikowała i wezwała pomoc. Lecz młoda kobieta uparcie zaprzecza, twierdząc, że ktoś chciał ją zabić. Ben nie chce się angażować w poszukiwanie domniemanego sprawcy, bo właśnie dostał piekielnie trudne zlecenie, dzięki któremu, jeśli nawet nie poprawi swojej pozycji zawodowej, przynajmniej podreperuje swoje podupadłe finanse. Ale kiedy wyjdzie na jaw jeszcze jedna sprawa z przeszłości – sprawa, o której Fiona do tej pory nie miała zielonego pojęcia i która wstrząśnie nią bardziej, niż ostatnie przeżycia – trochę wbrew sobie zmieni zdanie…
Wnikliwy czytelnik stosunkowo szybko zacznie podejrzewać, w jakim punkcie mogą być połączone oba te wątki, ale przecież odkrycie „co?” nie wyjaśnia ani „kto?”, ani „dlaczego?”, napięcia starczy zatem praktycznie do samego końca. Właśnie to stopniowane utrzymywanie napięcia, niepokojący klimat i sprawna narracja to największe zalety powieści, których zresztą powinniśmy oczekiwać, wiedząc, że choć Zamiana jest debiutem autorki na polskim rynku książkowym, jest już piątą powieścią sensacyjną jej autorstwa (a jedną z dziesięciu książek, jakie wydała w ciągu ostatnich 7 lat pod własnym nazwiskiem i pod pseudonimem). Psychologii jest w niej może nieco mniej, niżby to sugerowała okładkowa zapowiedź, ale w zestawieniu z piętrową intrygą obszerniejsze rozbudowanie wewnętrzne postaci mogłoby trochę osłabić dynamikę akcji – zwłaszcza jej współczesnej części.
Mankamenty to nieco pobieżne rozegranie wątku śledztwa prowadzonego przez Bena, oraz drobne niedociągnięcia merytoryczne w zawiązaniu akcji. Carla „ponad tydzień spędziła na kwarantannie, żeby Felicitas nie zaraziła się od niej półpaścem”. Tymczasem położenie matki z półpaścem na oddziale dermatologicznym, a zdrowego dziecka na innym oddziale tegoż szpitala jest z punktu widzenia epidemiologii pozbawione sensu. Sześciomiesięczne niemowlę ma na ogół jeszcze dość otrzymanych od matki przeciwciał, by nie zarazić się nawet ospą wietrzną, a jeśli nawet nie - to półpasiec, choć wywołany przez ten sam wirus, co ospa, jest wielokrotnie mniej zakaźny i osoba chora, przestrzegając prostych zaleceń, raczej nie przeniesie infekcji na zdrowe otoczenie. Ponadto nawet gdyby matka przebywała w szpitalu z powodu ciężkiego przebiegu choroby, a dziecko musiało być z racji niemożności zapewnienia mu innej opieki hospitalizowane „ze wskazań społecznych” (tak się to nazywało w Polsce za czasów PRL – być może i w Niemczech
funkcjonowało wówczas podobne rozwiązanie?), nikt nie położyłby go na oddział noworodkowy, bo takowy, jak sama nazwa wskazuje, przeznaczony jest wyłącznie dla noworodków, czyli dzieci, które trafiają tam bezpośrednio z sali porodowej; jeśli taki noworodek zostanie wypisany do domu, nie może już powrócić na ten sam oddział, więc sześciomiesięczna Felicitas tym bardziej.
Innych usterek nie ma, co pozwala Zamianę zaliczyć do całkiem udanych powieści sensacyjnych.