Powieść obyczajowa z wątkiem sensacyjno-prawniczym (albo odwrotnie, sensacyjna z wątkiem obyczajowym) to rodzaj literatury cechujący się zwykle sporą poczytnością. W dorobku rodzimych autorów nie ma zbyt wielu okazów tego gatunku, może dlatego, że mniej u nas wyrafinowanych psychopatów i maniakalnych morderców, a procesy sądowe kojarzą się przeciętnemu Polakowi z długotrwałymi korowodami, często prowadzącymi donikąd. Mamy jednak na podorędziu obfity wybór podobnych pozycji, dostarczanych przez autorów anglojęzycznych. Drugi rodzaj ciszy jest tego typowym przykładem.
Po przeczytaniu notki na okładce spodziewamy się, że zasadniczym wątkiem będzie walka o dziecko – jakże znany motyw z filmów typu „z życia wzięte”. Istotnie od niej się rozpoczyna, ale intryga uknuta przez wyrachowanego małżonka okazuje się jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Dawno rozwiedzeni dziadkowie dziecka, nadal noszący w sobie echo pierwszej młodzieńczej miłości, spieszą córce i wnuczce w sukurs, budząc przy okazji upiory przeszłości. Zięć, ich równolatek, którego od początku darzą antypatią, pamiętając go jako cynicznego i zarozumiałego młodzieńca – dziś biznesmen trzymający w garści niemal całe miasteczko - wlecze za sobą ponurą tajemnicę: pozornie nieuzasadnione samobójstwo swojej ówczesnej dziewczyny. Nie tylko tę jedną, jak się okazuje później....
Nim dojdzie do rozwiązania zagadki, mamy okazję prześledzić rozbudowany i nieźle nakreślony wątek psychologiczny: złożone, pełne napięcia i bólu relacje matka-córka w dwóch pokoleniach tej samej rodziny. Są one w pewnym stopniu konsekwencją skrajnie odmiennych skutków decyzji podjętych w najważniejszych momentach życia: Mary, podporządkowując się woli matki, traci na długie lata miłość męża i możliwość wychowania córki w pełnej rodzinie – Noelle, mając przed oczyma jej przykład, w takiej samej sytuacji staje okoniem i wikła się w nieszczęśliwe małżeństwo, przyczynę wszystkich późniejszych dramatycznych przeżyć.
Czytałoby się świetnie, gdyby nie fakt, że narracja miejscami kuleje, potykając się na szczegółach, których jest zbyt mało, by złożyły się na barwne, wielowymiarowe tło (jak np. w powieściach Richarda Russo)
, a zbyt wiele, by nie zakłócały wartkiego toku akcji. Najbardziej nie udał się przeładowany epilog, w którym musiały się zmieścić w skrócie dalsze losy nie tylko głównych bohaterów, ale i kilkunastu innych zamieszanych w intrygę postaci.
Czytelnik cieszy się razem z autorką, że najważniejsze osoby pogrążają się w powszechnej szczęśliwości, ale naprawdę nie musi wiedzieć, że ślub V. i X. odbył się w takim a takim miesiącu, które dziecko urodziło się Y-om, i czy niewierną Z. opuścił mąż – w końcu to nie saga rodzinna, ale jednotomowa powieść o określonym temacie!