"To nie dzieci, to bestie". Skandaliczny program wraca do TVN
Zmuszanie do modlitwy, ośmieszanie, upokarzanie, cynizm, seksizm, wdrażanie w role społeczne oparte na szkodliwych stereotypach, izolacja, odmawianie jedzenia, szantaż. W taki sposób traktowano młodych uczestników programu "Surowi rodzice", którym przed laty zajmował się nawet Rzecznik Praw Dziecka. A teraz wraca po 8 latach na antenę TVN.
Dzięki uprzejmości wyd. Krytyka Polityczna publikujemy fragment książki Anny Golus "Superniania kontra trzyletni Antoś".
W odróżnieniu od innych produkcji tego rodzaju z udziałem dzieci program "Surowi rodzice" wzbudzał sprzeciw. W 2012 roku, tuż po rozpoczęciu emisji pierwszego sezonu, sposób pokazywania nastolatków występujących w tym programie oraz promowane w nim metody wychowawcze spotkały się z krytyką publicystów, psychologów, widzów i internautów. Na przykład Katarzyna Kubisiowska stwierdziła na łamach "Tygodnika Powszechnego", że program stanowi "przepis na to, jak nie wychowywać dzieci" . Psycholodzy i psychoterapeuci z centrum "Po zmianę" wystosowali petycję do władz TVN-u, w której domagali się zdjęcia tego programu z anteny i platformy internetowej tvnplayer.pl, argumentując, że "w sposób haniebny narusza najwyższe prawo gwarantowane przez Konstytucję RP do godności osobistej człowieka, uderza w wolność jednostki, promuje język przemocy i zachowania agresywne, do których należy przemoc psychiczna i fizyczna" .
Małgorzata Michel z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Jagiellońskiego wyraziła sprzeciw wobec metod promowanych w tym programie, pisząc w liście otwartym do Rzecznika Praw Dziecka:
Zmuszanie do modlitwy, ośmieszanie, upokarzanie, cynizm, seksizm, wdrażanie w role społeczne oparte na szkodliwych stereotypach, izolacja, odmawianie jedzenia czy szantaż to lansowanie kar. […] Program "Surowi rodzice" emitowany jest w kraju, gdzie metody wychowawcze oparte są często na przemocy, a dodatkowo telewizja promuje przemoc symboliczną, religijną i psychologiczną. Jest to podważanie wysiłku środowisk naukowych oraz wielu polskich organizacji pozarządowych, promujących rozwiązywanie konfliktów bez przemocy, dbających o prawa dziecka i prawa człowieka, a także wyrażających sprzeciw wobec przemocy w rodzinie .
Rzecznik Praw Dziecka zgłosił sprawę do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która nie dostrzegła jednak w Surowych rodzicach ani promowania przemocy, ani łamania praw dziecka, a jedynie "naruszenie swobód religijnych małoletnich uczestników nagrania" oraz niewłaściwą kwalifikację wiekową audycji (przeznaczenie jej dla odbiorców od dwunastego roku życia zamiast od szesnastego roku życia). KRRiT zobowiązała TVN do zmiany kwalifikacji wiekowej programu (tym samym wykluczając uczestników młodszych niż szesnastoletni z grona widzów programu, w którym wystąpili), kwestię naruszenia swobód religijnych nastolatków pozostawiła bez konsekwencji czy choćby komentarza, a Rzecznik Praw Dziecka nic więcej w tej sprawie nie zrobił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Duże zmiany w TVN. Stacja nie ma najlepszej passy
TVN natomiast nie odniósł się do zarzutów stawianych przez ekspertów, a odpowiedział jedynie na artykuł Katarzyny Kubisiowskiej. Nadzorująca program "Surowi rodzice" psycholog Marta Żysko-Pałuba, która udzielała odpowiedzi w imieniu TVN, najwyraźniej nie znalazła kontrargumentów dla merytorycznej krytyki, za to publicystce "Tygodnika Powszechnego" zarzuciła brak wykształcenia psychologicznego, publikowanie treści "atakujących popularny program" i "wyssanych z palca lub też wykorzystanych w sposób tendencyjny bez pokrycia w rzeczywistości" oraz "oczernianie w sposób agresywny i niewspółmierny uczestników programu" .
Ta sama psycholożka była również autorką opisu produkcji, zamieszczonego na stronie internetowej surowirodzice.tvn.pl w zakładce "Zgłoszenia" i mającego zachęcać rodziców uważających się za surowych do zgłaszania chęci udziału w programie, a rodziców borykających się z problemami wychowawczymi – do zgłaszania do niego swoich dzieci. Żysko-Pałuba przekonywała, że:
W programie chcemy pokazać, że dyscyplina i autorytet to dwie wartości, które sprzyjają wychowaniu. […] Uważamy, i to staramy się pokazać w programie, że główna odpowiedzialność za zachowanie dzieci spoczywa na rodzicach, którzy mogą rozmawiać, mogą zakazywać, nakazywać, mogą rozporządzać przywilejami, gwarantują bezpieczeństwo, wpływają na kształtującą się tożsamość dzieci. Błędem jest wychodzenie z założenia, że dzieci mają własną odpowiedzialność, wiedzę i umiejętności do tego by podejmować decyzje. Tej odpowiedzialności dopiero się uczą i wymagają obecności rodziców. W programie pokazujemy nie tylko zbuntowanych nastolatków, ale także rodziców, którzy nie boją się być przewodnikiem, instruktorem czy wychowawcą. Stanowią wzór do naśladowania. Są autorytetem, czego nie należy mylić z autorytaryzmem .
W zdecydowanej większości spośród trzydziestu dziewięciu odcinków trzech sezonów programu rolę osób, które "nie boją się być przewodnikiem, instruktorem czy wychowawcą", odgrywały małżeństwa posiadające własne dzieci (w różnym wieku – od kilkumiesięcznych do pełnoletnich). Tylko w jednym odcinku w rolę surowej mamy wcieliła się niezamężna kobieta (samotna matka pełnoletniego syna). W jednym odcinku natomiast opiekunami nastolatków została bezdzietna para żyjąca bez ślubu (która zakwalifikowała się do udziału w programie najprawdopodobniej ze względu na "egzotyczne gospodarstwo rolne" z pawianem, okrętem w ogrodzie i innymi wyjątkowo atrakcyjnymi wizualnie elementami naturalnej scenografii).
"Surowi rodzice" - spot wiosna 2012
Odmiennie niż w brytyjskim pierwowzorze, którego format zakładał wysyłanie nastolatków do rodzin z różnych kręgów kulturowych, w polskiej wersji surowi rodzice byli najczęściej Polakami mieszkającymi w Polsce. Jedynie w czterech odcinkach drugiego sezonu młodzież została wysłana za granicę (do rodzin polskich lub pochodzenia polskiego mieszkających w Rumunii, Niemczech, Ukrainie i Litwie), a w jednym odcinku trzeciego sezonu – do rodziny romskiej z Polski. Co ciekawe, większość tych surowych rodziców zrobiła nastolatkom z pozoru niewinny (a w rzeczywistości zwiększający i tak już duży stres młodzieży związany z udziałem w programie oraz wyjazdem w nieznane, oddalone od domu miejsce) "żart" – udawali na początku, że nie mówią po polsku.
Bez względu na pochodzenie, status społeczny czy jakiekolwiek cechy osobowościowe surowi rodzice w każdym odcinku byli przedstawiani w taki sam, wybitnie pozytywny sposób: jako stanowiące ucieleśnienie wszelkich cnót osoby o wyjątkowych umiejętnościach wychowawczych i sukcesach na tym polu (nawet gdy mieli maleńkie dzieci i cały proces wychowywania był dopiero przed nimi). Na początku każdego odcinka, tuż po prezentacji nastoletnich bohaterów, narrator przedstawiał rodziny, do których miała trafić młodzież. Towarzyszyła temu podniosła, majestatyczna muzyka, silnie skontrastowana z kojarzącym się z filmami grozy lub sensacyjnymi podkładem dźwiękowym będącym tłem dla prezentacji nastolatków. Sama muzyka (najpierw agresywna, wzbudzająca napięcie, a następnie łagodna, stonowana, spokojna) sugerowała więc, że surowi rodzice rozwiążą problemy i przywrócą spokój.
Zupełnie inny był również ton głosu lektora – o ile o nastolatkach mówił on z ironią i lekceważeniem, o tyle surowych rodziców przedstawiał tonem poważnym czy wręcz nabożnym. Odmienny był także montaż. Prezentacja nastolatków zmontowana była niemal jak teledysk i zawierała wiele krótkich, głośnych scen przedstawiających kłótnie z rodzicami i inne niewłaściwe zachowania młodzieży. W prezentacji surowych rodziców było natomiast miejsce na ujęcia dłuższe, spowalniające akcję i – wraz z muzyką oraz dyktującym widzom, co mają myśleć, komentarzem lektora – budujące pozytywny wizerunek tymczasowych opiekunów.
Nastolatkowie od pierwszych scen byli ukazywani w bardzo niekorzystnym świetle. Już w zwiastunie pierwszego sezonu lektor przedstawił młodych bohaterów stwierdzeniem: "To nie dzieci, to bestie". I choć słowa te miały charakter reklamowy, niewątpliwie symbolizowały sposób ukazywania niepełnoletnich uczestników programu w każdym z jego odcinków. Podobnie jak małe dzieci w programie "Superniania", w "Surowych rodzicach" to młodzież była obarczana odpowiedzialnością nie tylko za własne nieakceptowane przez dorosłych zachowania, lecz także za złe relacje z rodzicami, a nawet problemy całej swojej rodziny. Bez względu na okoliczności, fakty i przyczyny kłopotów nastolatek zawsze był winny. Był "bestią", którą należy poskromić i zmusić do uległości, nierzadko przy użyciu przemocy.
Surowi rodzice najczęściej stosowali przemoc werbalną (wyzwiska, groźby) i psychiczną (upokarzanie, szyderstwa). Niekiedy zdarzała się także przemoc fizyczna (popychanie, szarpanie, bicie) i zaniedbywanie (pozbawianie pożywienia, zostawianie na mrozie bez odpowiedniej odzieży). Za formę przemocy, a co najmniej nadużycia władzy przez realizatorów programu, można także uznać przedstawianie młodzieży w tak negatywnym świetle, często niesprawiedliwym, krzywdzącym i niewiele mającym wspólnego z rzeczywistością.
Szczególnie wyraźnie było to widać w ostatnim, trzecim sezonie programu. Każdy jego odcinek rozpoczynał się słowami narratora: "Nieznośni, zadufani w sobie i rozpuszczeni", co wydaje się wręcz absurdalne, gdy weźmie się pod uwagę problemy, z jakimi borykali się nastolatkowie występujący w tej serii. O ile bowiem w pierwszym sezonie młodzi bohaterowie byli raczej przeciętnymi nastolatkami w okresie buntu, których problemy sprowadzały się w najgorszym razie do popalania papierosów, okresowego wagarowania, używania wulgaryzmów czy niestandardowego stroju albo makijażu, a zwykle do spędzania dużej ilości czasu przed komputerem i odmowy wykonywania obowiązków domowych, o tyle bohaterami trzeciej serii byli młodzi ludzie o poważnych, absolutnie niezawinionych problemach, którzy zostali ukazani w wyjątkowo niesprawiedliwy sposób.
W tej serii wystąpili bowiem na przykład: piętnastolatka wychowywana przez matkę z problemem alkoholowym; szesnastolatek, który wczesne dzieciństwo spędził w domu dziecka, a teraz ma zrozumiały żal do matki i nie umie porozumieć się z rodziną; trzynastolatka po próbach samobójczych i aktach samookaleczania; piętnastolatek niepotrafiący zaakceptować tego, że jego ojciec jest w więzieniu; trzynastolatka, której matka porzuciła większość swoich siedmiorga dzieci. Mianem "nieznośnych, zadufanych w sobie i rozpuszczonych" określono więc dzieci pochodzące z rodzin patologicznych, wychowywane bez rodziców, pozbawione ciepła, bliskości i bezpieczeństwa (trudno więc w ich przypadku mówić o jakimkolwiek rozpuszczaniu). Przedstawiono je jako odpowiedzialne za coś, co w najmniejszym nawet stopniu nie zależy od nich.
I choć większość tych nastolatków potrzebowała profesjonalnej pomocy (której, co na marginesie warto przypomnieć, nie powinno się udzielać przed kamerami, gdyż stoi to w sprzeczności z etyką zawodową psychologów), według twórców programu metodą na rozwiązanie ich problemów była "dyscyplina", która w praktyce, mimo teoretycznego nadzoru psychologa (cytowanej Marty Żysko-Pałuby), przeradzała się w tresurę, przemoc i gwałcenie podstawowych praw człowieka. Co znamienne, prawo do przerwania "eksperymentu" (jak słusznie określany był ten program w telewizji śniadaniowej TVN) i wyproszenia nastolatków ze swojego domu mieli wyłącznie tymczasowi opiekunowie. Jeśli natomiast to nastolatek pragnął przerwać realizację programu i wrócić do domu, jego wola była ignorowana.
Powyższy fragment pochodzi z książki Anny Golus "Superniania kontra trzyletni Antoś", która ukazała się nakładem wyd. Krytyka Polityczna.