Gdyby Linia piękna nie otrzymała Nagrody Bookera, to pewnie nigdy bym po nią nie sięgnął, gdyż określenie jej autora jako „najwybitniejszego przedstawiciela literatury gejowskiej” nie tylko nie wywoływało zainteresowania, lecz wręcz budziło moją nieufność – po prostu nie lubię, kiedy wprowadza się do oceny wartości książki kryteria obyczajowe zamiast literackich. Ale skoro powieść otrzymała tak prestiżowe wyróżnienie, to postanowiłem sprawdzić, czy to kolejny przypadek nagradzania w imię „politycznej poprawności”, czy też jest to docenienie rzeczywistych walorów literackich. Już po przeczytaniu kilkudziesięciu stron było dla mnie jasne, że z pewnością nie jest to książka dla osób bardzo pruderyjnych, gdyż wprawdzie opisy stosunków homoseksualnych dalekie są od pornografii, to jednak są one dość naturalistycznie przedstawione. Istotne jest jednak, że sceny te są wprowadzone do Linii piękna nie dla szokowania czytelnika, lecz mają swoje istotne znaczenie dla całej fabuły, a w szczególności pozwalają na
wyraziste przedstawienie postaci głównego bohatera. Nick Guest nie ukrywa swoich skłonności homoseksualnych, ale nie przeszkadza to mu w wynajmowaniu pokoju w domu torysowskiego parlamentarzysty oraz przyjaźni z jego synem i córką. W końcu w latach osiemdziesiątych XX wieku w Wielkiej Brytanii już nie dyskryminowano (przynajmniej oficjalnie) gejów, a tolerancyjność mogła nawet korzystnie wpłynąć na wizerunek polityka...
Alan Hollinghurst kreśli w powieści obraz elit polityczno-gospodarczych tego okresu widzianych z perspektywy osoby pochodzącej „podwójnie z zewnątrz” – Nick Guest nie jest w tych sferach uznawany za „swojego” po pierwsze z powodu swego jawnego homoseksualizmu, po drugie ze względu na to że pochodzi ze znacznie mniej zamożnej rodziny. Wprawdzie na pozór Nick jest traktowany niemal jak członek rodziny – a nawet dane mu jest zatańczyć z panią premier, jednak z czasem wskazuje mu się „właściwe miejsce”. Wraz z rozwojem akcji możemy też obserwować, w jaki sposób stopniowo nabywa on doświadczenia zarówno w sprawach związków z innymi mężczyznami, jak i w poruszaniu się w świecie wyższych sfer. Jeżeli chodzi o ten pierwszy aspekt, to okazuje się, że ukrywanie związków homoseksualnych jako żywo przypomina dbanie o zachowanie pozorów w przypadku pozamałżeńskich romansów – no może hipokryzja wznosi się o jeden poziom wyżej. Z kolei życie brytyjskich elit pełne jest zachowań mających głównie na celu podtrzymanie
publicznego wizerunku, więc dopóki Nick przestrzega narzuconych reguł, może po prostu cieszyć się z uroków życia w luksusie, a nikt nie zadaje mu pytań o źródło pochodzenia jego pieniędzy...
Linia piękna to przede wszystkim dobrze napisana powieść obyczajowa, w równie realistyczny sposób przedstawiająca środowisko gejów z Londynu, jak i życie wyższych sfer za rządów Margaret Thatcher. Jeżeli zaś kogoś nie zniechęcą opisy seksualnych doświadczeń głównego bohatera (te raczej będą atrakcyjne tylko dla homoseksualistów, i w dodatku nie wszystkich), to z pewnością będzie potrafił docenić przekonujący wizerunek psychologiczny głównego bohatera powieści. Myślę, że chociaż przyznanie Linii piękna Nagrody Bookera mogło być nieco koniunkturalnym ukłonem w stronę niszowej literatury gejowskiej, to mimo wszystko tym razem wyróżnienie trafiło w godne ręce.