Powszechne wyobrażenia o niebie, piekle i czyśćcu kształtuje Biblia, i to już od wieków, toteż są one silnie zakorzenione w zbiorowej świadomości, wcale nie wyłącznie chrześcijańskiej. O mieszkańcach wyżej wymienionych sfer wolimy nie myśleć, podobnie jak nie myślimy na co dzień o śmierci. Ograniczamy się do stereotypów, zgodnie z którymi „anioł ma skrzydła, diabeł rogi, a czyściec to nie wiadomo co, gdzieś pośrodku.”
Zbiór ośmiu opowiadań, których akcja toczy się w Królestwie (odpowiednik nieba), Limbo (czyściec) i Otchłani (tłumaczyć nie trzeba) niesie ze sobą zupełnie nową, bogatą w (zaskakujące często) detale wizję tego świata i jego mieszkańców.
Tutaj anioły i demony są śmiertelne. Ulegają nałogom. I to jakim: palą trawkę z Fatimy, uzależniają się od wody z Lourdes, a nawet od, najdroższych na rynku, krwawych łez posągów. Chodzą do domów publicznych. Dzielą się na kasty społeczne (dla przykładu: Świetlisty, niebiański arystokrata, ma wstęp do siódmego nieba, o czym np. anioł służebny nie ośmieli się nawet pomarzyć). Borykają się z problemem konfliktu pokoleń, z kłopotami materialnymi. Słowem: są zaskakująco ludzcy, mimo swojej teoretycznej boskości (opcjonalnie: diabelskości).
Bywają też samotni. Jak Daimon Frey, bohater otwierającego zbiór (i, według mnie, zdecydowanie najlepszego) opowiadania Beznogi tancerz, któremu Jasność przeznaczyła trudna i wymagającą wielkich wyrzeczeń misję...
Zdawałoby się, że, przebywając w niebie, mamy wszelkie prawo wymagać pomocy od Boga. Skoro obdarzył nas łaską życia wiecznego, niechaj ulży naszym troskom, niech pomoże rozwikłać problemy, które owo życie (jakże niespodziewanie) niesie – to logiczne. Może się jednak okazać, że to tylko piękna teoria.
Styl opowiadań Kossakowskiej jest znakomity. Wymieszane w odpowiednich proporcjach: niezwykła wprost lekkość pióra, doskonałe wyczucie i bogactwo językowe, erudycja humanistyczna, zaskakujące pomysły, konsekwentnie realizowany zamysł konstrukcyjny – a wszystko to doprawione szczyptą ironicznego dystansu – sprawiają, że każde opowiadanie laureatki nagrody „Srebrnego Globu” (przyznawanej przez polskich twórców fantastyki, a więc będącej, jak najbardziej zasłużonym, wyrazem uznania kolegów po fachu) jest swego rodzaju „perełką” – czyta się je jednym tchem, czerpiąc z lektury wielką satysfakcję.
Być może nie trafiłabym nigdy na tę książkę, gdyby znajomy mi jej nie polecił. Byłaby to ogromna strata, tym większa, że nigdy nie zdawałabym sobie z niej sprawy. Dlatego GORĄCO POLECAM – wszystkim, którzy nie chcą, by ominęło ich coś wyjątkowego.