Kiedy celebryci biorą się za pisanie książek, włos się jeży na głowie. Jakże miłą więc odmianą jest przewodnik Moreno, bogaty w tyleż informacji i sentymentalny w sposób tak uroczy, że aż łza się kręci nieraz w oku! Otóż Moreno, znany głównie z takich programów telewizyjnych jak Europa da się lubić czy Taniec z gwiazdami udowodnił, że opowiadaczem jest przednim. Ten pół-Polak, pół-Hiszpan postanowił pokazać swoim czytelnikom Madryt, jakiego nie odnajdą w innych przewodnikach. Owszem, całkiem od formuły odejść nie sposób, toteż jego książka wiele ma sobie z klasycznych pozycji. Są w niej informacje o muzeach, kinach i teatrach, kompleksach pałacowych, barach, restauracjach i stacjach metra. Dowiemy się z niej o godzinach otwarcia, cenach biletów, interesujących obiektach i wystawach, o miejscach na nocleg dla tych bogatszych i bardziej oszczędnych, przeczytamy, gdzie zjeść, aby nie tylko nasycić żołądek, ale i uszczknąć dla siebie tego, co w madryckiej kuchni najlepsze. Znajdziemy tu nawet mapki metra,
parków czy ciekawych miejscowości nieopodal Madrytu, które przy okazji wizyty w stolicy koniecznie wypada zobaczyć. Ba, znajdziemy tu i przepisy na przepyszne dania, słowniczek z podstawowymi wyrażeniami i zwrotami, dzięki którym zapytamy o drogę i poradzimy sobie w sklepach, restauracjach i hotelach, a nawet instruktaż odnośnie gestów, dzięki którym bez słów zamówimy następną kolejkę czy coś do przegryzienia.
Na tym zwykle kończy się rola tradycyjnych przewodników. Moreno idzie jednak o krok dalej i ubarwia swój bedeker o taką ilość opowieści i wspomnień, że książkę z powodzeniem polecić można nawet tym, którzy wcale w podróż się nie wybierają. O jedno tylko można mieć pretensje. Jak w przewodniku, choćby i był nietypowy, subiektywny, czy jakkolwiek go jeszcze zwać, można zamieszczać zdjęcia czarno-białe? Tych w kolorze jest tu jak na lekarstwo i ubarwiają jedynie pierwsze strony książki. Reszta zaś, smutna, zbyt ciemna, czasem nawet niewyraźna odbiera książce na wartości w sposób niesamowity. Tak bardzo przecież chciałoby się zobaczyć zdjęcia kolorowych orszaków, przemierzających w święta ulice Madrytu, kwiatów, rosnących we wspominanych parkach czy architektonicznych perełek, o których Moreno opowiada jak o kolejnych cudach świata! I to jest jedyny bodaj mankament tej naprawdę dobrej pozycji.
Wróćmy jednak do treści, bo ta wydaje się bez zarzutu. To z niej dowiemy się, gdzie postawiono jedyny na świecie pomnik diabła, kto i w jakich okolicznościach pozował do pomnika zamiatacza ulic, skąd w Madrycie wzięły się papugi i z jakiej okazji tysiące owiec przemierzają czasem centrum tej wyjątkowej stolicy. Przeczytamy też o Madrycie tętniącym życiem dniami i nocami, o hiszpańskim temperamencie i życzliwym usposobieniu, o całych rzeszach Hiszpanów, zarywających noce na eskapadach z przyjaciółmi i krążących od baru do baru, by przejadać i przepijać niemal wszystkie zarobione pieniądze. Sam fakt, że w Hiszpanii odbywa się rocznie około osiemnastu tysięcy fiest, a w okolicy samego Madrytu funkcjonuje z powodzeniem około piętnastu tysięcy barów, działa przecież na wyobraźnię. Idźmy jednak dalej. To Mój Madryt zdradzi nam, która legendarna cukiernia dostarcza swoich wypieków do dowolnego miejsca na świecie, jak smakuje niebiańska słonina i dlaczego Hiszpanie o mało nie zadławią się winogronami, witając
Nowy Rok. To Moreno opowie, przy których ulicach nacieszymy oko błyskotkami od Cartiera, zaopatrzymy się w torebki od Gucciego i ubierzemy w najnowsze kreacje od Chanel czy Valentino.
Dowiemy się też, w którym madryckim lokalu dziennie podaje się 300 kg krewetek, gdzie Hiszpanie świętują zwycięskie mecze Realu Madryt oraz gdzie znajduje się najbardziej elegancki McDonald na świecie i jak ma się on do słynnego Tiffany’ego. Poznamy sylwetki wybitnych Hiszpanów, przeczytamy o najsłynniejszych obrazach i miejscach ich ekspozycji, a także procesach związanych z działalnością inkwizycji. Co ważne, Moreno oferuje swoim czytelnikom tyleż historycznych faktów, co i zmyśleń i anegdot, powtarzanych z roku na rok i wciąż żywo sprzężonych z historią miasta. Z właściwym sobie wdziękiem opowiada o duchach nawiedzających pałace, o królewskich kochankach i topionych córkach, czy o ojcu, który w muzeum figur woskowych przekonywał syna, że nie musi się bać Frankensteina i który sam zaczął uciekać, porzucając zdezorientowanego syna, kiedy postać nagle ożyła. Ba, Moreno wzbogacił swoją książkę nawet o wywiad z toreadorem, opowiadającym o swojej miłości do byków oraz o historie prywatne, rodzinne, jak choćby
tę o babci, kryjącej się wraz z czternaściorgiem rodzeństwa na stacji metra w czasie nalotów bombowych. I jak tu nie pokochać tej książki?