Ballada o dobrym dresiarzu, książka która wzbudziła ostatnio spore zainteresowanie (wydaje się, że w kręgach studenckich szczególne), ponieważ jej tytuł wskazywał na możność bycia rysem psychologicznym generacji, z której pochodzi tytułowy dresiarz, próbą charakterystyki pokolenia ostatnio nazywanego pokoleniem JP2. Bohaterowie opowiadań Marka Kochana to ludzie zagubieni w warszawskiej rzeczywistości, „stający wobec wymagań nowych czasów, gotowi na kompromisy i mistyfikacje, rezygnację z godności i zdrowego rozsądku. Wielkie miasto okazuje się światem nienasyconych ambicji, rozczarowań oraz zwycięstw, które często kosztują zbyt wiele”.
Autor Ballady... bardzo wyraźnie piętnuje negatywne zjawiska, które pojawiły się w Polsce po transformacji. I choć chwilami jego spojrzenie na polską hipokryzję i dającą się łatwo zaobserwować znieczulicę wydaje się trafne i interesujące, to ostatecznie jednak do opowieści o bezrobotnych, pół-inteligentach, nowobogackich i drobnych przestępcach wkrada się przesadny pesymizm. Książka wydaje się obrazem Sodomy i Gomory; świata, który nie zasługuje na ratunek, nad którym ciąży nieuchronne widmo klęski. Polska jest tu jedynie krajem ludzi o stępionej wrażliwości, pogrążonych w beznadziei, której kresu darmo szukać.
Gdyby lektura ta miała być w zamyśle autora karykaturą społeczeństwa, w którym żyje, wtedy ten pesymistyczny wydźwięk byłby do zaakceptowania. Nic nie wskazuje jednak na to, że Marek Kochan chciał stworzyć karykaturę mechanizmów rządzących dziś polskim społeczeństwem. Trzeba przyznać, że Ballada o dobrym dresiarzu zawiera wiele (choć na ogół jednobarwnych) rozmaitych portretów. Mimo iż świat w książce jest jednobarwny, mimo że zło w tym świecie przybrało gigantyczne rozmiary i moim zdaniem zostało przerysowane, to uważam, że warto sięgnąć po tę pozycję, choćby po to, by uświadomić sobie, że relatywizm moralny to nie abstrakcyjne pojęcie.