Trwa ładowanie...
recenzja
24-11-2014 10:55

Tak smakuje życie

Tak smakuje życieŹródło: Inne
d4gvs7d
d4gvs7d

Wyjazd do Miasta miał być dla Teresy wybawieniem, wyrwaniem się z prowincjonalnego, dusznego Miasteczka, szansą na lepsze życie. Chciała zostawić za sobą wciąż narzekającą matkę, przeźroczystego ojca, siostry nieaniołki i całą okolicę, by móc wreszcie odetchnąć i zacząć żyć szczęśliwie, po swojemu. Studia, nowe przyjaźnie, miłości, rozczarowania… Czego najwięcej jest w nowym życiu Teresy? Czy Miasto przyjęło ją z otwartymi ramionami? Czy nowa rzeczywistość spełniła jej oczekiwania…?

Brzmi nieco banalnie – ot prowincjuszka wyjeżdża na podbój wielkiego świata i – niczym w Beverly Hills 90210, choć czasy nie te – boryka się z jego problemami. Młoda studentka, chłonna jak gąbka, otwarta na wszelkie nowoczesności, pragnąca wyzbyć się wspomnień o rotacyjnym, o chłopaku, z którym śpiesznie, bez zbędnych ceregieli przeżyła swój pierwszy raz, o rodzinie tak przerażająco prostej i nijakiej, buduje swój nowy świat razem ze stolikiem zabranym z domu i głową pełną marzeń. Zawiera nowe znajomości, zakochuje się, pracuje, czasem odwiedza bliskich, szybko, dla świętego spokoju. I tylko babka o szlacheckich korzeniach, zawiedziona drogą, jaką wybrała jej córka, matka Teresy, widzi we wnuczce potencjał, zarzuca ją opowieściami o lepszym, ale minionym już życiu, stara się podtrzymać dumę i siłę charakteru, których zabrakło jej córce, ale które może nie przepadły jeszcze na dobre. Ale czy w Teresie naprawdę można coś zmienić? Czy można wyzbyć się Miasteczka? I czy ono naprawdę jest aż tak złe…? Teresa
dojrzewa w Mieście, uczy się go, ale też potrafi dać mu coś od siebie. Śmieje się i cierpi, rozumie i gubi. Dokonuje wyborów, a niektóre są dokonywane wbrew jej woli. Boleśnie doświadcza razów, które dostaje w drodze do lepszego życia. Czy zawsze się podnosi, strzepuje pył i idzie dalej…? Czy poza jakieś inne od gorzkiego smaki…?

Jest więc w fabule pewna przewidywalność, mimo że mówi o nieprzewidywalności życia. Poszukiwanie szczęścia, siebie, własnej drogi – to już było nie raz, nie dwa. Ale zdecydowanie trudno znaleźć drugą powieść tak dobrze skonstruowaną pod względem językowym. To właśnie język jest główną siłą, ba, całą jej mocą. Nasuwa się myśl o starej, dobrej literaturze, dbającej o intelekt czytelnika, jego wrażliwość estetyczną, ufność, że słowo pisane służy czemuś więcej niż tylko przekazaniu fabuły. Kosmowska używa go niejako do przemycania wyższych wartości, jest silnie nacechowany, na próżno szukać w nim uniwersalnych porównań czy ponadczasowych tez, pustych, złudnie wzbogacających frazesów. Stosuje takie zabiegi, jak niepodanie nazw Miasta i Miasteczka, ale pisanie ich od wielkiej litery, co już jest wartościujące. Jest to w opozycji do głównej bohaterki, jasno określonej imieniem i nazwiskiem – Teresy Koper – jak i innych, równie dopowiedzianych bohaterów. Wszyscy – choć każdy jest indywidualny – tworzą jakby bohatera
zbiorowego, odkrywców szczęścia w Mieście lub tych zakorzenionych na dobre w Miasteczku. Teresa jest kobietą stale poszukującą, czasem naiwną, ale świadomą swojego celu, nie zawsze radzącą sobie ze swoimi pragnieniami, nie zawsze trafnie oceniająca sytuację, ale na tyle silną i zdeterminowaną, by mieć odwagę coś zmienić. Jest więc jednostką, nacechowaną osobowością, ale w świecie, który jest nieokreślony, niejako nie mający swoich ram. Jest jakieś miasto i jakieś miasteczko, mogące być każdym miejscem. To „everyworld”, stworzony na zasadzie „everymana”, świat obezwładniający, wszechogarniający, z jednej strony bardzo ogólny, a z drugiej silnie narzucający swój rytm. Nie bez powodu Teresa nosi też nazwisko Koper, kojarzące się z silnym aromatem, ze wsią, z naturą, soczystą, świeżą zielenią, z kwaszeniem ogórków, z czymś, co w Mieście można spotkać tylko w sklepie, gdzieś rzucone na ladę, ewentualnie wsadzone do szklanki z wodą lub skazane na zwiędnięcie. A tu ten dziki Koper, ta naturalna, prostolinijna,
ale pełna ambicji Teresa Koper wyrusza na poszukiwanie swojego ja i chce swoje korzenie zasadzić w Mieście. Jej nazwisko jest więc równie symboliczne, co nienazwane Miasto i Miasteczko. Język Gorzko jest więc pełen niespodzianek, wymagający, zaangażowany i angażujący. Jest misternie skonstruowany i sprawia, że powieść traktuje się z powagą, a owy wspomniany banalizm nasuwa się na myśl z pewnym wstydem. Bo jak tak świetnie napisana powieść może być banalna? Nie może i nie jest, właśnie dzięki językowi, który sprawia, że fabuła, choć nie nowatorska, nabiera magii i oryginalności.

Powieść daje do myślenia, nie jest jedynie prostą rozrywką czy chwilą zapomnienia. Prowokuje dyskusję o wartościach swoich korzeni, o tym, czy tożsamość zawsze jest wrodzona czy jednak się ją nabywa. Przede wszystkim silnie oddziałuje na wewnętrze poczucie estetyki. Kosmowska zadbała o czytelnika w każdym calu. Warto jej poświęcić chwilę uwagi. Dłuższą chwilę.

d4gvs7d
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4gvs7d