Tak działa propaganda w Chinach. Cyfrową dyktaturę wspierają raperzy
W XXI wieku dyktatura przyjmuje zupełnie nowe oblicze – cyfrowe. Prekursorem tej przemiany są Chiny. Tam wszystko jest możliwe. Nawet to, że rząd zacznie... rapować.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa GW Foksal publikujemy fragment książki "Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura". Autorem jest Kai Strittmatter. Tłumaczyła - Agnieszka Gadzała.
Podobnie jak wszędzie na świecie, wskutek zalewu wiadomości również w Chinach tradycyjne media utraciły swą główną pozycję. Chcąc dotrzeć na przykład do młodzieży, partia sięga po kanały, na których ta młodzież jest uchwytna.
Udaje się to raz lepiej, raz gorzej, jednakże wiele wideoklipów robi się już wtedy zdumiewająco dobrze, także dzięki temu, że partia coraz częściej szuka pomocy w profesjonalnych firmach PR.
Przez pewien czas popularna była, zwłaszcza wśród nastolatek, sztuczna postać Luo Tianyi – wirtualna piosenkarka, rzutowana na scenę jako hologram, jej koncerty zapełniały widzami całe stadiony. W mediach społecznościowych Luo zyskała miliony fanów, więc masowa komunistyczna młodzieżówka Chin wykorzystała tę wirtualną gwiazdę-vocaloid (zaprogramowaną przez japońską firmę) jako swoją posłankę do młodzieży.
Teksty piosenek śpiewanych przez Luo zawierały "pozytywne wartości", które miały "zaszczepić młodzieży poprawne myślenie", o czym z dumą donosiła partyjna prasa.
Luo do dzisiaj ma prawdziwych fanów, natomiast podejmowane przez propagandę próby zjednania innych segmentów kultury młodzieżowej wypada ocenić jako dość żałosne.
Radiowy urząd cenzury podchodzi raczej nieufnie do bardzo popularnej wśród chińskiej młodzieży sceny hip-hopowej, uważając ją przede wszystkim za "nieprzyzwoitą, wulgarną i obsceniczną". Artyści i ich teksty często mają "moralne skazy" (Seks! Narkotyki! Sprawiedliwość!) i przeczą "najważniejszym wartościom partii" – można przeczytać w jednym z pism urzędu cenzury.
Partia zaczęła więc po prostu rapować sama. Już kilka lat temu wprowadziła do obiegu piosenki do grzecznych animowanych filmików, które nosiły takie na przykład tytuły: Przyjrzyjmy się kierowniczej grupie do pogłębiania reform (Próbka tekstu: "Główna grupa do pogłębiania reform ma dwa lata / i dużo już osiągnęła / Reforma! Reforma! Reforma! Reforma!").
Zobacz: Koronawirus a gospodarka. "W Chinach widać odbicie"
W międzyczasie nastała kolejna faza, którą partyjna prasa konsekwentnie nazywa "harmonizowaniem hip-hopu" – tym razem ujednolica się sposób myślenia tylko rzeczywistych raperów.
I tak na przykład zespół CD Rev (Chengdu Revolution) swoim gangsta rapem zaskarbił sobie życzliwość partii i teraz wolno mu już występować przed jednostkami na Morzu Południowochińskim. Śpiewa więc na przykład Takie są Chiny ("Czerwony smok nie jest zły / to jest kraj pokoju"). Albo raper Sun Baiyi.
Jego piosenka Wspaniałe Chiny zaczyna się tak: "Wszyscy znamy pierwotną wizję i misję Komunistycznej Partii Chin, która niezmordowanie pracuje dla dobra narodu i na rzecz jego ponownego awansu". Poprawna politycznie, na razie jednak nie zyskała jakoś wielkiego aplauzu w docelowej grupie odbiorców.
Znacznie sprawniej robione są różne filmy akcji, które opowiadają o nowym znaczeniu Chin w świecie i o podsycanym przez KPCh nacjonalizmie, po raz pierwszy zręcznie wykorzystując na ekranie środki hollywoodzkie.
Takimi realizacjami są na przykład "Operacja Mekong" czy jej kontynuacja "Operacja Morze Czerwone". Waleczni bohaterowie, których nieskrywanym wzorem jest Rambo, w decydujących scenach nakładają na rękawy chińską flagę.
Między scenami walk, eksplozji i prześladowczych pościgów przez egzotyczne tereny, daleko od chińskich granic, bohaterowie ci walczą ze złem na świecie, zwłaszcza gdy dosięga ono chińskich obywateli.
Te filmy wyrażają ducha czasu: Chiny są w nich potężnym narodem, chińskie firmy i żołnierze prowadzą działania na skalę światową, a chińscy bohaterowie pomagają zwyciężyć sprawiedliwości.
Skrojony na tę modłę obraz "Wolf Warrior 2" okazał się w 2017 roku najpopularniejszym chińskim filmem wszech czasów i doprowadził publiczność do "fali nacjonalistycznych orgazmów", jak to określił jeden z zagranicznych korespondentów.
Bohater filmu Leng Feng wylądował w Afryce właściwie po to, by pomścić zamordowaną ukochaną, ale szybko poczuł się w obowiązku uratowania grupy swoich chińskich współziomków przed bandą białych najemników-morderców.
Produkcja ta jest wzorcowym przykładem nowego mariażu komercji z propagandą: sfinansowana z prywatnych środków, ale dotrzymująca kroku partyjnej propagandzie i reklamowana piarowskim sloganem: "Każdego, kto zaatakuje Chiny, czeka śmierć, niezależnie od tego, jak daleko się znajdzie".
Film wszedł na ekrany kin zaledwie kilka tygodni po otwarciu przez Chińską Armię Ludowo-Wyzwoleńczą pierwszej zamorskiej bazy w Dżibuti i tylko kilka dni po obchodach dziewięćdziesiątej rocznicy istnienia tej armii.
Pewien pekiński kulturoznawca napisał, że jest "metaforą ery wzlotu Chin i kolektywną manifestacją chińskiego marzenia".
– Może Chińczycy zbyt długo skrywali swój patriotyzm – powiedział reżyser i odtwórca głównej roli Wu Jing – i namiętność wyschła jak drewno. A mój film jest tą iskrą, która ją na nowo roznieca.
W ostatniej scenie widzimy chiński paszport, na który nakłada się tekst: "Obywatele Chińskiej Republiki Ludowej! Jeśli popadniecie w niebezpieczeństwo za granicą, nie traćcie nadziei! Stoi za wami silna ojczyzna".
W pierwszym kwartale 2018 roku Chiny po raz pierwszy prześcignęły USA w obrotach ze sprzedaży biletów do kin. Równocześnie starannie zrobione chińskie filmy coraz częściej prześcigają hitowe produkcje hollywoodzkie.
- Jeszcze dziesięć lat temu filmy hollywoodzkie i moralność, jaką ze sobą niosły, inspirowały wielu Chińczyków, ponieważ wtedy my sami nie mieliśmy chyba jasno sformułowanej palety wartości narodowych i kulturalnych – skomentował ten trend szanghajski portal Sixth Tone.
– Teraz jednak jesteśmy już nimi zmęczeni. […] Amerykański sen jest teraz już tylko kliszą, zachodni indywidualizm i liberalizm nie są już tak pociągające dla chińskich odbiorców, którzy w coraz większej mierze odczuwają całkiem odrębną postać dumy narodowej.
Amerykański sen i jego ideały blakną już w Chinach w porównaniu z chińskim snem, który wielu ludziom przynosi rosnący dobrobyt i coraz lepszą pozycję społeczną, propagując jednocześnie inne wartości: zbiorowy wysiłek, patriotyzm i poświęcenie siebie dla sprawy odrodzenia narodowego.
_Książka "Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura", wydana przez GW Foksal, do kupienia w księgarniach cyfrowych. _