W parterowym mieszkaniu w Tel Awiwie przez czterdzieści lat zamknięte były papiery i pamiątki po Franzu Kafce . Jest szansa, że ujrzą światło dzienne – czytamy w „Gazecie Wyborczej”.
Kiedy Kafka umierał na gruźlicę w 1924 roku, sekretarzowi i przyjacielowi Maxowi Brodowi polecił spalić wszystkie swoje papiery. Kierując się zapewne przekonaniem o wybitnej wartości dzieła Kafki, Brod nie spełnił jego prośby. Dzięki jego staraniom trzy powieści: Proces , Zamek i Ameryka ukazały się kolejno w 1925, 1926 i 1927 roku.
Ostatniej nocy przed zajęciem miasta przez nazistów w marcu 1939 roku Brod wywiózł z Pragi kafkowskie papiery. Przez Rumunię dostał się do Izraela. Większość spuścizny przekazał siostrzenicy Kafki ; w 1956 roku, podczas kryzysu sueskiego, przesłał resztę rękopisów w depozyt do szwajcarskiego banku. Zatrzymał sobie jednak manuskrypt Procesu , który, jak twierdził, dostał w prezencie od autora – donosi „Gazeta Wyborcza”.
Po śmierci Broda w 1968 roku jego papiery przeszły pod opiekę asystentki - Ester Hoffe. Przez czterdzieści lat przechowywała ona archiwum Maxa Broda w swoim parterowym mieszkaniu przy ulicy Spinozy w Tel Awiwie. W 1988 roku wystawiła na aukcję w nowojorskim Sotheby's rękopis Procesu - kupiony za prawie dwa miliony dolarów przez niemiecki rząd trafił do Muzeum Literatury w Marbach. Nikt nie wiedział jednak, jakie jeszcze papiery zostały w telawiwskim mieszkaniu. Po śmierci Ester Hoffe w wieku 101 lat w 2007 roku pojawiła się nadzieja, że ujrzą światło dzienne.
Więcej w aktualnym wydaniu „Gazety Wyborczej”.