O dzisiejszej młodzieży słyszy się wiele. Że niegrzeczna, że niewychowana, że niezbyt inteligentna, że nieczuła. Cały czas narzekanie. I zrzucanie na tę młodzież dzisiejszą całego zła świata. Ale istnieją takie miejsca jak Krzywe. W Krzywym, wiosce na Mazurach, wakacje spędza dzisiejsza młodzież. Z własnej, nieprzymuszonej woli w wielkim domu zaszyli się Michał, Witek, Hadrian, Dominika i Ala. Są daleko od cywilizacji, nie wzięli plecaka pełnego gier komputerowych, tylko gitarę i mnóstwo książek. Przyjechali tu, by odpocząć, by pływać kajakiem, siedzieć przy ognisku i spacerować z psem, Kendrą. Przyjechali, żeby oddychać świeżym powietrzem i zbierać jagody. I na zmianę gotować – czasem pierogi, a czasem rybki, dostarczane przez dzieci sąsiadów. Czas ma płynąć leniwie, właściwie ma nie dziać się nic.
Ale to przecież młodzież, która życie przeżywa zachłannie. Alicja na przykład tęskni za swoim chłopakiem, który niemal codziennie przysyła jej listy w kolorowych kopertach. Dominika przyjechała na doczepkę do Alicji, ma mnóstwo kompleksów i czasem wstydzi się założyć krótkie spodenki. Szczególnie, gdy idą gdzieś razem z piękną Alą. Hadrian, złoty chłopiec, zarabiający kupę forsy w reklamach, uciekł w głuszę od swojej mamy. A mama już układa mu grafik na następny miesiąc, na rok następny, na całe życie. Co do godziny wypełnia mu dzień i nie ma tam miejsca na swobodne oddychanie. Ale przyzwyczajony do kontaktów międzyludzkich, świetnie radzi sobie z dziewczynami – w oko wpadła mu Dominika, więc z łatwością podbija jej serce. I wszystkich innych dziewcząt, które spotyka na swojej drodze. Za to Witek jest tak nieśmiały, że ciężko mu mówić z sensem i do rzeczy, gdy widzi dziewczynę, która mu się podoba. Cierpi, bo Hadrian to jego najlepszy przyjaciel i zawsze w jego cieniu się znajduje, niewidoczny,
niezauważalny. A Michał – to wolny duch, wypełniony po brzegi uczuciami, pomysłowy, inteligentny i dobry. Gdy przyjeżdża do Krzywego, jako ostatni, to wszyscy jeszcze śpią, więc idzie nad jezioro, żeby z wodą się przywitać. A na brzegu spotyka małego, rudego chłopca, śpiącego pod cienką, obstrzępioną kurtką. Nie może tak po prostu go minąć – zaczyna z nim rozmawiać i opatulać własnym okryciem, żeby jakoś go rozgrzać. Tylko, że najtrudniej będzie go rozgrzać od środka, w okolicach serca, bo okazuje się, że mały Piotruś jest sierotą.
W Krzywym czas się zatrzymał, wakacje płyną wolno, obiad gotuje się dwa razy dłużej niż normalnie. To takie swoiste królestwo tej dzisiejszej młodzieży, dorośli stoją tutaj z boku. Owszem – czuwają, sprawują pieczę i gdy ktoś zawoła, to zjawiają się na to zawołanie, żeby pomóc – czasem 10 złotymi, czasem dobrym słowem, czasem radą, czasem zupą. Ale niewołani nie wtrącają się w to panowanie. I okazuje się, że ta młodzież świetnie sobie radzi, że są mądrzy, że mają w sobie wielkie pokłady uczuć, że wolą poczytać, niż oglądać telewizję i że czasem chodzą nawet na kilkukilometrowe spacery. Że pomysłowo wyznają miłość i że liczy się dla nich drugi człowiek.
Doskonale czytało mi się tę książkę. Niby oczywista i niby banalna. Niby od pierwszych słów wiadomo, kto się w kim kocha i jak się skończą wszelkie dramaty. Ale to wcale nie przeszkadza świetnie się bawić przy jej czytaniu. I nabierać przekonania, że ta dzisiejsza młodzież jednak wcale nie jest taka zła...