Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 15:59

Szuflada

SzufladaŹródło: Inne
dv815l5
dv815l5

Z pisarzami już tak jest, że mają mnóstwo książek, piór wiecznych oraz szuflad. Te pierwsze przydają się, aby śledzić konkurencję i sprawdzać trendy mody literackiej, ostatecznie żeby je przeczytać. Wyjątkiem są książki w twardych oprawach, zwykle klasycy - one dobre są jako źródła mott lub błyskotliwych cytatów. Złote litery wybite na grzbietach przyciągają wzrok gości, w szczególności dziennikarzy, a ponadto świetnie prezentują się jako tło podczas udzielania wywiadu dla telewizji. Pióra wieczne używane są ostatnio coraz rzadziej. Odkąd literaci odkryli tajemniczą zabawkę - monitor z klawiaturą - stają się już tylko ich teatralnym rekwizytem. Co najwyżej nosi się je w butonierkach - uwaga, czasem pękają i po garniturze. Jednak najważniejsze w mieszkaniu pisarza są szuflady. Kiedy wszystko idzie dobrze, publika czyta, wydawcy proszą o kolejne teksty, ba, biją się o nie, wówczas szuflada staje się makulaturownią, gdzie lądują próby, szkice, nieudane rozdziały, chybione eseje. Funkcja szuflady radykalnie
zmienia się w czasie lat chudych, które zawsze prędzej czy później dopadają każdego z literatów. Szuflada staje się nagle wspaniałym źródłem, odkrywa się tam tyle perełek, że w końcu zbiera się na cały tom, a nawet i staje się pomysłodawczynią powieści.

Opowiadania Marqueza stanowią właśnie takie dziecko szuflady. To lektura dla niemałej liczby wielbicieli Kolumbijczyka, która może zostać pochłonięta czytelniczym prawem serii. Utwory zostały uporządkowane chronologicznie - dla sympatyków Stu lat samotności początek może być jednak niestrawny, wręcz odpychający, bowiem składa się głównie z wprawek literackich, a nawet rozbudowanych fiszek. Kiedy czyta się takie buble, sygnowane nazwiskiem noblisty, trudno oprzeć się trywialnej myśli, że nie od razu Kraków zbudowano, co więcej, niewielkie walory wczesnych utworów Marqueza, mogły do niego zrazić fachowców i groziła mu literacka śmierć poprzez doczepienie etykietki grafomana. Gdyby ktoś był niecierpliwy, może bez straty dla oczytania, a zyskując czas, rozpocząć od Kobiety, która przychodziła o szóstej, a i tak po drodze przyjdzie mu się zmagać z płyciznami.

Na szczęście Marquez nie pozostał zbyt długo na partaczym poziomie. Zaczynamy spotykać postaci znane z innych powieści, a nawet całe sceny pełniące tu funkcje samodzielnych opowiadań. Robi się coraz ciekawiej, aż wreszcie ostatnie z szufladowych utworów okazują się być małymi arcydziełkami, nagradzającymi nam początkowe trudy. Typowe dla wielkiego pisarza parabole, baśniowy klimat, duchota Ameryki Południowej i wielkie namiętności nadające odrobinę sensu trudnemu życiu, nie ciągną się przez setki stron, lecz uderzają krótko i szybko, jak sprawny szermierz - prosto w serce. Ciekawe, co tam jeszcze leży w szufladach Marqueza.

dv815l5
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dv815l5