Oto w końcu ukazuje się coś świeżego w serii Nowych 52 ze stajni DC, a do tego powiązanego z najlepszą jak dotąd historią opowiedzianą w (prawie) zrestartowym uniwersum.
Nowe 52 jak dotąd nie zachwyca. Największy wpływ na taki stan rzeczy jest rozdygotanie jakościowe opowieści o Batmanie. Komiksy nie potrafią zachować odpowiedniej skali, szybko przeskakując od niewielkiego śledztwa do walki Bruce’a Wayne’a z każdym możliwym złoczyńcą. Wyjątkiem w tym trendzie była historia Trybunału Sów, potężnej, tajnej organizacji z Gotham City, skrycie kontrolującej losy miasta przez wpływy, pieniądze i… grupę nieumarłych zabójców poprzebieranych za sowy.
Przebrany za latające stworzenie milioner, samozwańczo sprawujący pieczę nad Gotham pogonił kota przebranym za latające stworzenia, wypełniającym wolę bogaczy sprawujących mroczną pieczę nad Gotham, ale na całe szczęście nie jest to koniec Trybunału Sów. Szkoda byłoby zmarnować potencjał nowego, dobrego złoczyńcy, który nie jest po prostu przebierańcem z ksywą opisującą wygląd. Batman może sobie myśleć, że poradził sobie z Sowami raz na zawsze, ale to nowy bohater DC, Szpon, musi posprzątać bałagan po Trybunale i wyeksmitować pozostałości z Gotham.
Calvin Rose to były Szpon, zabójca pracujący dla Trybunału, jedyny, któremu zdołało się od złowieszczej organizacji uciec. Zainteresowali się nim ze względu na jego umiejętności w sztuce ucieczki i właśnie tych zdolności od lat używa, aby wydostawać się z kolejnych pułapek zastawianych przez pozostałe Szpony. Teraz, po rozbiciu Trybunału przez Batmana, nadchodzi moment, aby aktywnie włączyć się do walki, a nie tylko starać się nie pozostawić za sobą śladu.
Na pierwszy rzut oka Rose wydaje się bohaterem wyjętym ze sztampy superbohaterskiej. Tragiczne dzieciństwo i niesamowite warunki fizyczne to jednak tylko fasada dla ciekawej postaci, którą napędza jednocześnie żądza zemsty oraz chęć ochrony ukochanych osób. Rose’owi nie zależy na porządku społecznym czy pojmaniu bandytów, ani na żadnym konkretnym mieście. Nie walczy w imię niezdefiniowanej sprawiedliwości, a to przybliża jego postać do bohaterów troszkę bardziej wiarygodnych psychologicznie niż standardowi herosi ubrani w kostiumy.
Sam ton pierwszego tomu też jest zdecydowanie inny niż przygody Mrocznego Rycerza. Więcej tu skradania się po kanałach, ciągach wentylacyjnych i szukania sposobu na ciche wejście do danego budynku należącego do Trybunału Sów, a potem desperackiej ucieczki przed przeważającymi siłami przeciwnika niż roboty „detektywistycznej”. Rose przejawia tendencję do improwizacji, więc zazwyczaj wszystko to, co robi znacząco odbiega od ustalonego wcześniej ze sprzymierzeńcami planu. Nie ma przy sobie zabawek rozwiązujących każdy problem, więc musi polegać raczej na swoich umiejętnościach, co jest dość odświeżające w świecie opanowanym przez żywe scyzoryki szwajcarskie.
Koniec końców „Szpon” to solidny dodatek w serii, komiks nastawiony na akcję i ucieczki, solidnie napisany i poprowadzony.