Thomas Brazelton to pediatra z czterdziestoletnim stażem. Niejedno widział, niejednego doświadczył. Dzięki temu mógł napisać książkę, która opiera się nie tylko na suchych faktach, nie tylko na przekroju przez gardło czy żołądek, ale na kontakcie z żywym pacjentem, na kontakcie z jego rodziną i na całej gamie zachowań, jakie mały pacjent wnosi ze sobą za zamknięte drzwi gabinetu lekarskiego.
Autor wyznaje zasadę momentów przełomowych. Zakłada ona, że każde dziecko przechodzi takie momenty mniej więcej w tym samym czasie – w podobnym wieku dzieci zaczynają mówić, chodzić, raczkować – związane jest to z poszczególnymi etapami rozwoju mózgu. I o ile dzieci różnią się od siebie, o tyle momenty przełomowe są stałe w ich rozwoju. Każdemu przecież w końcu wyrośnie pierwszy ząb – różnica polega na sposobie, w jaki dziecko z takimi momentami sobie radzi. I Brazelton jest tu, jako pediatra, po to, by uświadomić rodzicowi, co w danej chwili może się z dzieckiem dziać i jak pomóc mu przejść przez kolejne etapy. Mówi wyraźnie, że amerykańska służba zdrowia (ale można to doskonale przełożyć na polskie realia) to system, który nie do końca się sprawdza. To system piętnastu minut dla pacjenta, system zmian lekarzy, system odhaczania pacjentów w podręcznym kajecie. Sam postuluje o jego zmianę i nawołuje do tego, by służbę zdrowia „utwarzowić” - w miejsce gęby pokazać jakiś przyjazny grymas, albo uśmiech.
Postuluje przede wszystkim to, aby pediatra był dla rodziców, a nie oni dla niego, by faktycznie odpowiadał na ich pytania, znał dziecko, które leczy, znał jego rodziców i sytuację domową i był dla nich opoką, a nie kamieniem na drodze, który trzeba mozolnie wtoczyć na szczyt. Brazelton pokazuje pediatrę idealnego – zaangażowanego w życie rodziny, obserwującego rozwój dziecka, czuwającego nad jego postępami i weryfikującego je, takiego, który nigdy nie zapomina imienia małego pacjenta i umie odszukać w pamięci fakty – czy przy poprzedniej wizycie uśmiechał się tak samo, czy już siedział, czy raczkował, czy chodził?
Doktor jest zwolennikiem prewencji – uważa, że wielu chorobom, w tym autyzmowi, astmie, otyłości, można zapobiec, lub złagodzić ich przebieg, jeśli tylko wystarczająco dużo czasu poświęci się dziecku i jego obserwacji. Ma w tym pomagać przywrócenie rodzinnej bliskości, spędzanie czasu z dzieckiem, nastawienie na jego potrzeby – wspólne posiłki, karmienie piersią, naturalna higiena niemowląt. Ale też swoisty guru w postaci lekarza, który może pokierować tą bliskością w sposób jak najbardziej korzystny i stymulujący dla dziecka. Ma być drogowskazem, który naprowadza sfrustrowanych czasem rodziców na tę drogę, która pozwala im się uśmiechać i czuć radość i satysfakcję z bycia mamą/tatą.
Zdaje sobie jednak sprawę, że przekonania jakie głosi, to przewrót na miarę rewolucji, że trzeba byłoby wywalczyć je jakimiś koktajlami Mołotowa, więc w miejsce pediatry idealnego, który przyjąłby nas w klinice, daje każdemu rodzicowi narzędzie – swoją książkę. To trochę jak dać skalpel i kazać zoperować sobie kolano, ale gdy jest się na bezludnej wyspie, to lepsze to, niż nic.
A ta książka to wielka skrzynia pełna skarbów, która właściwie czyta się sama.
Jest podzielona na trzy części. W pierwszej mamy podział chronologiczny – opierając się na teorii momentów przełomowych, Brazelton wskazuje, w którym momencie życia dziecka możemy spodziewać się burzy i naporu. A jako że życie dziecka zaczyna się już w łonie, to Brazelton zaczyna książkę od ciąży. Zgodnie z rytmem uderzeń serca przechodzi do noworodka, do uczuć nowo narodzonych rodziców, do pierwszej kolki, do pierwszych tygodni, miesięcy, lat.
Fascynujące jest to, że każe nam się wcielać w dziecko, każe nam myśleć jak ono, każe nam wczuć się w jego rolę, żeby zrozumieć jego zachowanie. Że gdy dziecko budzi się w nocy około dziewiątego miesiąca życia, to dlatego, że zaczyna się wyrywać do świata, jego nogi chcą chodzić i pragnienie zdobycia tej umiejętności wybudza go ze snu. Przedstawia nam fascynującą maszynę, jaką jest mały człowiek, zaprojektowaną przez najlepszego konstruktora, bo przy okazji nabywania umiejętności chodzenia, dziecko upada, dlatego jego czaszka jest nie do końca zrośnięta – pomaga to w razie upadku ochronić mózg przed urazem. Czaszka zrośnie się dopiero wtedy, gdy maluch będzie stabilnie stał na własnych nogach.
Druga część książki to „wyzwania w procesie rozwoju”, a więc problemowe podejście do rozwoju dziecka. Tu Brazelton porusza kwestie męczące każdego rodzica – na przykład kiedy zacząć trening czystości, w jaki sposób wprowadzić dyscyplinę, skąd się biorą nocne moczenia, w jaki sposób dziecko rozwija się przez zabawę, jak pomóc dziecku przejść przez rozwód rodziców, powrót mamy do pracy czy przyjście na świat rodzeństwa, skąd się biorą dziecięce lęki przed ciemnością i duchami, czy kręcenie włosów to dobry czy zły nawyk, co wybrać – kciuk czy smoczek, radzi jak wzmacniać pozytywna samoocenę dziecka, jak obserwować rozwój dziecięcej mowy i języka, czy pozwalać dzieciom oglądać telewizję, jak przygotować dziecko do zerówki. Nie pomija nawet tak drażliwych tematów, jak dziecięca masturbacja, czy depresja.
Trzecią część książki Brazelton poświęca „sprzymierzeńcom rozwoju” czyli wszystkim tym, którzy w najmniejszym nawet stopniu uczestniczą w życiu dziecka – mamie, tacie, dziadkom, przyjaciołom. Mówi, że chłopcy, których ojcowie byli opiekuńczy, mają większe szanse, na bycie takimi w przyszłości. Że dla dziecka stereotypowe role rodziców są najlepszym wzorcem, pomimo rozwoju ruchów feministycznych. Przestrzega dziadków przez przejmowaniem zbytniej kontroli - „nie jesteście rodzicami!” - upomina. Zwraca uwagę na potrzebę obracania się w kręgu rówieśników. Czy też w końcu radzi na co trzeba zwrócić uwagę, wybierając przedszkole czy żłobek.
Myślę, że cała moc tej książki i cała miłość Brazeltona do ludzkości, jaka rodzi się w każdym dziecku na nowo, ma odzwierciedlenie w aneksie do tej książki. Są tam podane strony, które mogą być przydatne, które w jakiś sposób idą torem przez Brazeltona obranym. I tu czytamy – o Fundacji „Rodzić po ludzku”, Komitecie Upowszechniania Karmienia Piersią, o akcji „Cała Polska czyta dzieciom”, czy o bezpieczeństwie dziecka w internecie.
Brazelton odbija się od rampy, jaką jest pediatria i wyskakuje wysoko ponad obraz lekarza z zimnym stetoskopem i notesem w dłoni. I daje nam w prezencie pomoc, żebyśmy mogli skakać obok niego i nie zrobić sobie krzywdy.
To mądra, piękna książka.
To poradnik, który można czytać jak fascynującą historię Małego Człowieka, który staje się Większym Człowiekiem, historię procesu wewnętrznej mobilizacji, historię rodzącej się siły i determinacji. I jak zbiór wskazówek Szarej Eminencji, który dyskretnie stoi z boku, przygląda się i interweniuje, gdy zachodzi taka potrzeba.