Dopóki Bóg pozostaje pojęciem i bytem abstrakcyjnym, a w związku z tym przez każdego człowieka postrzegany i rozumiany (albo i nie rozumiany) jest w sposób odmienny, dopóty spory na jego temat toczone są na poziomie akademickim, często mając swe źródło w niejasnościach terminologicznych czy gorących emocjach o podłożu religijnym. Gdy jednak ktoś próbuje nadać realny wymiar pojęciu, skonkretyzować określany nim byt, opisać go ludzkim językiem, naraża się nie tylko na krytykę ze strony tych wszystkich, których wyobrażenia o Bogu narusza swoją wizją, ale również na popadnięcie w banał, schematyzm, wulgarne uproszczenia, wreszcie intelektualne nadużycia. Jednak pokusa, by w twórczy sposób zmierzyć się z tematem Boga, jest tak wielka, że – jak pokazuje historia – uległ jej też niejeden artysta.
Do grona wielkich i mniejszych poprzedników dołączył również francuski twórca komiksowy Marc-Antoine Mathieu, którego album już samym tytułem „Bóg we własnej osobie” ogłasza wszem i wobec jakiego kalibru zagadnienia podejmuje. I zapowiedź ta wcale nie okazuje się gołosłowna. Autor sprowadza Boga na ziemię w sposób jak najbardziej konkretny i dosłowny. Wrzuca go bez żadnego przygotowania w chaos współczesnego świata, poddaje niezliczonym naciskom, nakłada na jego barki niezmierzone brzemię ludzkich oczekiwań, nadziei, pytań, wątpliwości. Jednak Bóg – jak na niego przystało – potrafi odnaleźć się w tym wszystkim, uniknąć trywialności i innych ludzkich pułapek. Choć to ostatnie nie do końca...
Tytułowy bohater pojawia się znienacka i bez zapowiedzi. Jego wiarygodność weryfikują najpierw psychiatrzy i naukowcy w zamkniętych ośrodkach. Gdy już udaje mu się wyjść na spotkanie zwykłym ludziom, staje się to początkiem kłopotów. Pomimo uwielbienia tłumów, znajdują się bowiem liczne grupy, stronnictwa, organizacje, sekty, które mają do niego o coś pretensje. W związku z tym wytaczają mu proces. Reprezentowania jego interesów przed sądem podejmuje się kancelaria prawna AAA, przyjmując kontrowersyjną linię obrony. Adwokaci ograniczają oskarżonemu swobodę wypowiedzi, a w związku z potężnymi kosztami obsługi prawnej, znajdują odpowiednich sponsorów.
Proces staje się spektakularnym widowiskiem, transmitowanym na żywo i komentowanym przez telewizyjnych konferansjerów. Na sali sądowej występują liczni świadkowie, padają fundamentalne pytania o działanie i niedziałanie Boga, o jego odpowiedzialność za świat i człowieka, za dobro i zło, o przyczynowość, wolność woli, wieczność, wszechwiedzę. Wśród odpowiedzi na te pytania przewijają się cytaty z dzieł wybitnych filozofów i naukowców, myślicieli i wizjonerów. Szczególnie dogłębnie rozważana jest kwestia, czy Bóg nie ingeruje w wybory ludzi, aby nie odbierać im wolności woli, która jest jego największym darem dla nich. W końcu dochodzi do konfrontacji oskarżonego z siecią sprzężonych komputerów, która ma być skarbnicą całej wiedzy ludzkości i cyfrowym odbiciem jej intelektu.
Równolegle rozkręca się związany z osobą Boga gigantyczny przemysł medialny, który z czasem zaczyna dominować na rynku. Powstają niezliczone przedstawienia teatralne, filmy, komiksy, książki, teleturnieje, reality show i inne produkcje telewizyjne. Spece od reklamy kreują markę Boga i promują jej produkty, podobnie jak robili to do tej pory z makaronem, suplementami diety i podpaskami. Budowany jest też park rozrywki „Królestwo Boże”, oferujący takie atrakcje, jak „źródło dziewictwa”, kolejkę górską „wielka nieskończoność”, restaurację ze strawą wyłącznie duchową, diabelski młyn „wielkie koło przeznaczenia”, a nawet „piekło”, w którym ludzie będą zmuszeni, aby nic nie robić przez całe pół godziny, co może doprowadzać ich do stanu wymagającego pomocy psychologicznej (wliczona w cenę biletu).
W swoim intrygującym albumie Mathieu ukazuje totalność działania wszechogarniającej i wszechmocnej machiny medialno-reklamowo-marketingowej, zawłaszczającej każdy aspekt rzeczywistości i przerabiającej go na łatwy do sprzedania produkt rozrywkowy. Narracja wspomagana jest przez liczne komentarze z offu, przez co nie wiemy, czy mamy do czynienia z odzwierciedleniem rzeczywistości, czy też z medialnym przekazem, który ją opisuje, interpretuje, ocenia, deformuje, a w efekcie – samodzielnie kształtuje.
Komentarze te skupiają się na nieistotnych szczegółach, którymi można zainteresować gawiedź (np. dotyczących samochodu bogomobile czy urządzenia sali sądowej), nie poświęcając należytej uwagi sprawom naprawdę ważnym. Podobnie rzecz się ma z wypowiedziami na tematy związane z Bogiem wygłaszanymi przez różne „autorytety” (publicystka, psychiatra, historyk, laborantka, naukowcy, socjolog, filozof, pisarz, sprzątacz) i osoby, które miały okazję osobiście go poznać (spawacz, kierowca)
.
Czy Bóg z albumu Mathieu – zaanektowany przez telewizję, użyczający swojej marki wydawcom książek, dyskontowany przez popkulturę i tzw. sztukę wysoką – jest tym, który może uczynić świat lepszym, może przekonać do siebie ludzi i odzyskać tych, którzy przestali w niego wierzyć? Autor wydaje się wyrażać przekonanie, że być może jest to właśnie jedyny możliwy Bóg dla współczesnego „cywilizowanego” świata. To Bóg o niebo lepszy niż żaden, lepszy niż nowe bożki, którym ludzie oddają dziś hołdy: oglądalności, klikalności, poziomu sprzedaży, wzrostu PKB, a które dołączyły do bożków czczonych od tysiącleci: pieniędzy, sławy i władzy.
Dzieło Mathieu to nie tyle komiks o Bogu, co raczej o człowieczych wyobrażeniach Boga – ułomnych, często nawet karykaturalnych, ograniczonych przez umysłowe stereotypy, ukształtowanych przez własną życzeniowość, przez czysto ludzkie potrzeby, interesy, przesądy, lęki. Francuski autor stworzył oryginalną, skłaniającą do głębokiej refleksji przypowieść, doskonale oddającą absurdy i wynaturzenia współczesnej cywilizacji, i wyraziście dowodzącą, że ludzkość nadal nie jest – podobnie jak nigdy nie była – gotowa na przyjście Boga i na jego właściwe przyjęcie. To przypowieść gorzka i smutna, ale jednocześnie niestroniąca od czarnego humoru i nieodbierająca nadziei na to, że rodzaj ludzki kiedyś dojrzeje do prawdziwego spotkania ze swoim Stwórcą.