Trwa ładowanie...
recenzja
22-07-2013 22:33

Stracone polskie fantazje

Stracone polskie fantazjeŹródło: Inne
d2dc5ud
d2dc5ud

Wydaje się, że Zygmunt Gołąb napisał kolejną historię o tym, jak chroniąc się przed ulewą, trafiamy pod wyjątkowo bezwstydną rynnę. Główny bohater i narrator powieści - Marek jest bezrobotnym absolwentem szkoły wyższej, który decyduje się na przeprowadzkę do stolicy w celu znalezienia pracy, a co za tym zwykle idzie; ułożenia sobie życia. Jednak perweniusz zamiast spacerów ze w schowanym w koszulce CV, zdobywa się na zaniesienie do pewnej redakcji, schowanych w szufladzie opowiadań erotycznych. Wkrótce szarobura rzeczywistość wielkomiejskich frustracji zamienia się w różowy sen. Młody człowiek dostaje pracę w charakterze producenta filmów i sesji fotograficznych, przeznaczonych wyłącznie dla widzów dorosłych. Czyżby stabilizacja życiowa wiodła przez spełnienie marzeń, godnych onanizującego się nastolatka?

Prawdopodobnie cała historia obchodziłaby by mnie tyle, co wielokrotne orgazmy Ilony Felicjańskiej, gdybym nie wiedział, że jej autorem jest mężczyzna, który poznał polski pornobiznes od podszewki. Gołąb bowiem przez wiele lat nie tylko odpowiadał za kręcenie filmów bezkostiumowych i pstrykanie roznegliżowanych fotek, lecz również za pobicie seksualnego rekordu świata w 2002 roku ne terenie Rzeczpospolitej Polski; oczywiście przez naszą rodaczkę. Wspominam o tych okolicznościach między innymi dlatego, iż fabularyzowany dokument, przedstawiający kulisy nadwiślańskiej fabryki fantazji erotycznych aż za nadto przypomina folwark drobnej przedsiębiorczości, opowiadając o czasach, kiedy jeszcze świerszczyki można było nabyć w Empikach, a głównym problemem technicznym, snującego narrację w pierwszej osobie producenta był stały dostęp do internetu. Głównym atutem książki jest przede wszystkim wiarygodność autora w oddaniu praśnych realiów rodzimej branży. Coś na kształt, pamiętanej przez telewidzów

„Ballady o lekkim zabarwieniu erotycznym“; tym razem jednak ze sporym dodatkiem hardcorowych sytuacji. Swoistą zaś wisienką na torcie jest relacja z finałowej orgii, podczas której, niejaka Sweet Monika odbyła równo dziewięćset stosunków seksualnch z mężczyznami, reprezentującymi niemalże wszelakie grupy społeczne, co nie zmienia faktu, iż impreza okazała się finansowym fiaskiem. Nie jest to więc bajka z krzepiącym morałem. To nie jest kraj, w którym godziwie płacą za same przyjemności, chociaż można tu się natknąć na wielość pikatnych szczegółów i w ślad za narratorem westchnąć, nad mentalnością osób, gotowych przejachać pół Polski tylko po to, by się obnażyć przed kamerą.

Zawsze podobał mi się tytuł powieści Balzacka „Stracone złudzenia“. Co prawda, złudzenia jawią się jakoś szlachetniej od seksualnych fantazji, to trudno nie dopatrzyć się ich podobieństwa do niespełnionych marzeń. A jednym z nich jest międzynaodowy sukces (najlepiej interkontynentalny) rodzimego pornobiznesu. I chociaż nie mnie osądzać, czy i w tym wypadku kocioł przyganiał garnkowi, to jako czytelnik mogę powiedzieć, że powstała książka bezpruderyjna i na swój sposób ciekawa. Jej wartość nie polega na tym, iż rozbudza zmysły. Raczej budzi konsternację nad zachowaniem ludzi w aż nazbyt ludzkich sytuacjach.

d2dc5ud
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2dc5ud