CZY JESTEŚ SZCZĘŚLIWY? JEŚLI NIE, ZASIĘGNIJ RADY PANA PARKERA PYNE’A, RICHMOND STREET 17 – z rubryki „ogłoszenia osobiste”. Reklama dźwignią handlu, ale czy można handlować szczęściem? Odpowiedź twierdząca wydaje się absurdalna, wszak szczęście wydaje się nie mieć ceny. Po drugie – co jakiś obcy człowiek może wiedzieć o MOIM nieszczęściu, które jest wielkie, straszne, bezdenne i oczywiście absolutnie wyjątkowe w skali świata – stąd przecież moja bezradność. Gdyby to było takie proste, sam bym rozwiązał swój problem.
Ten Pyne to jakiś naciągacz, w dodatku bezczelny i wyjątkowo głupi. Podał adres – nic tylko wysłać tam policję, żeby ukróciła ten proceder... Chociaż... kto byłby taki głupi, żeby złapać się na ten prymitywny lep? „Głupi zawsze ma szczęście”. Gdzie ta gazeta?! RICHMOND STREET 15? A...17....
I tak klienci trafiali do biura pana Parkera Pyne’a , gdzie poznawali jego sposób na nieszczęście. Jak on sam go wymyślił? Odpowiedź jest prosta – całe życie poświecił analizowaniu statystyk i na ich podstawie doszedł do wniosku, ze wszystkie nieszczęścia można podzielić na kilka ogólnych kategorii: CHOROBY, NUDA, NIEWIERNE ŻONY, NIEWIERNI MĘŻOWIE... A po wstępnym zaklasyfikowaniu łatwo rozwiązać problem, posługując się sprawdzonym schematem (znów kłania się statystyka). Np. obudzić zazdrość niewiernej żony, swingując romans jej męża. I schować uczciwie zapracowaną należność do kieszeni.
Książka stanowi zbiór epizodów – spraw, rozwiązywanych przez pana Pyne’a. Tylko jego osoba, ogłoszenie i biuro są stałym elementem wszystkich opowiedzianych historii. O nim samym nie wiemy wiele – był raczej tęgi i w niewytłumaczalny sposób budził zaufanie innych. Pozostaje enigmatyczny, co jest atutem – w jego zawodzie aura tajemniczości to podstawa.
Poza tym Czytelnik sam może dowolnie uzupełnić jego wizerunek, a analizując jego postępowanie niemal na pewno nie zobaczy oczyma wyobraźni ulizanego blondynka. Mimo że „sprzedawca marzeń” postępuje nie do końca etycznie (celowo wprowadza swoich klientów w błąd, tak, by myśleli, że to, co z najdrobniejszymi szczegółami zaplanował, jest dziełem przypadku), budzi sympatię. Autorka, konstruując tę postać, uniknęła pułapki szablonu – a to duży plus.
Pasjami uwielbiam serial Columbo. Mimo że jest do bólu przewidywalny – porucznik zawsze zaprzyjaźnia się z mordercą i nęka go przez cały odcinek. Spodziewałam się, że fabuła będzie tutaj podobna i że bez trudu odgadnę zakończenie. Zostałam mile zaskoczona – nie udało mi się ani razu, mimo że im częściej się myliłam, tym bardziej nieprawdopodobnych rozwiązań szukałam – i wciąż nie miałam racji.
Kolejną zaletą tej książki są świetne skrojone intrygi. Każda historia to osobne wyzwanie – wysil wyobraźnię, spróbuj zgadnąć. Czytałam zachłannie, szybko, głównie po to, żeby w końcu się dowiedzieć, że moja sprytna hipoteza nie była warta funta kłaków.
Polecam wszystkim, którzy lubią zagadki. Trudne zagadki. I (bardzo ważne) umieją przegrywać.