Trwa ładowanie...
recenzja
08-02-2011 20:27

Starszej pani perypetie prawdziwe

Starszej pani perypetie prawdziweŹródło: Inne
d1gmyhs
d1gmyhs

„Funia za skarby świata nie pokazałaby się na ulicy potargana lub bez makijażu. Z włosami nie miała kłopotów, układały się same, siwiznę natomiast likwidowała w zaprzyjaźnionym zakładzie pani Kasi. Jej bujne kiedyś loki trochę się przerzedziły, lecz w porównaniu z taką Bronką, było nie było rówieśnicą, miała na głowie gąszcz. Nie nosiła już włosów do ramion jak kiedyś, tylko strzygła je krótko. Makijaż też był inny. Bez cieni na powiekach, bez kresek i różnych sztuczek, które każda elegancka kobieta ma w małym palcu. Od wielu lat przeszła na minimum: brwi bez henny, bo henna nieprzyzwoicie postarza, troszkę dobrego tuszu na rzęsy, odrobina różu na policzki, odrobina pudru i delikatna szminka na usta. To minimum zgodne było z zasadą, że twarzom dojrzałym podobnie jak bardzo młodym, makijaż nie pomaga, ale wręcz szkodzi”.

Otóż Funia, proszę Państwa, to kobieta w wieku dojrzałym (ewentualnie przejrzałym, jak wraz z koleżankami ten stan zaawansowania w latach zwykły określać), która ani myśli przeistoczyć się w poczciwą starowinę, potulnie wyczekującą spokoju wiecznego.* Elegancka, zawsze zadbana i rezolutna Felicja chętnie wzięłaby jednak na siebie tradycyjne obowiązki typowej babci polskiej, ze sprzątaniem, gotowaniem i robieniem przetworów na czele, jeśli tylko ktoś by jej na to wreszcie pozwolił.* Niestety, jej córka Daniela, u której od pewnego czasu mieszka, ani myśli narażać na szwank zdrowia matki, zlecając wszystkie zadania opłacanej przez siebie pomocy domowej. Pozostawiona bez jakichkolwiek powinności i zajęć Funia rozpoczyna więc pisanie pamiętnika, o jakże wymownym tytule Moje bardzo smutne i dramatyczne życie. To w nim czytamy o zawiłych losach młodziutkiej Felicji Lipeckiej, jej późniejszych sukcesach w zawodzie maszynistki, małżeństwie z niezbyt uczciwym mężczyzną oraz ostatecznej przeprowadzce do Danieli,
która wraz z mężem i dorastającą córką nie interesują się nią ani ciut, ciut.

Wielkim przełomem w życiu Funi okazuje się wstąpienie do „alebabek” – grona sympatycznych starszych pań, wykazujących się nietuzinkowym poczuciem humoru, godnym pozazdroszczenia dystansem do świata i niezmierzonymi pokładami energii. Otóż „alebabki” „umiały zrzędzić, jeśli zachodziła potrzeba, umiały też cieszyć się życiem i wygłupiać, jeśli nadarzyła się okazja”, a średnia ich wieku oscylowała w granicach lat siedemdziesięciu trzech. Niepisany statut „alebabek” stanowił przy tym, że panie nie wychowują się nawzajem i nie biadolą. Spotykają się za to w każdy piątek, serwując sobie przepyszne dania, popijając nalewki własnej roboty i oddając się partyjkom kart tudzież kości. Oczywiście spotkania te okraszone są nieustannymi rozmowami o niewdzięcznych dzieciach, środkach na przeziębienie, niuansach sztuki kulinarnej oraz tajnikach medycyny niekonwencjonalnej.

Co nie bez znaczenia, „obecność na piątkowych spotkaniach była obowiązkowa, chyba że na kogoś padła straszna grypa lub biegunka”.* O swoich dolegliwościach panie rozmawiają bowiem bez zażenowania, chwaląc przy okazji uroki życia emerytalnego.* „Mam dużo mniej do zrobienia. No i nie muszę kupować podpasek. To wielka zaleta wieku przejrzałego. Nie wiem jak wy, ale ja każdą miesiączkę odchorowałam. Mało tego, dopadła mnie zawsze w najmniej odpowiedniej chwili. Towarzyszyła mi na maturze i na ostatnim egzaminie w studium. Nawet w dniu ślubu nie szłam do ołtarza sama, tylko z ciotką. Nie dała mi zapomnieć, że jestem kobietą” – stwierdza bez pardonu jedna z bohaterek. A ja załamuję ręce.

d1gmyhs

Nie, żebym była nazbyt pruderyjna. I nie, żebym lubowała się w obszernych cytowaniach. Z reguły wychodzę jednak z założenia, że w niektórych przypadkach najlepiej jest, aby książka mówiła sama za siebie. Szepty Ireny Matuszkiewicz do takich książek właśnie należą. O ile bowiem mnie samej nie bawią szczególnie opowiastki o fizycznych aspektach starzenia się, szykowania przed każdym wyjściem, dopplerowskim badaniu tętnic, przeglądaniu pamiątek czy parotygodniowym planowaniu menu na przyjęcie urodzinowe, o tyle żywię wielką nadzieję, że jest grono czytelników, do których takie zwierzenia mimo wszystko trafią. Tym bardziej, że Szepty są bez wątpienia uroczą i pełną ciepła powieścią społeczno-obyczajową, w której środowisko starszych pań zostało niezwykle wiarygodnie odrysowane.

Na całe szczęście, na osiedlowych ploteczkach i wielogodzinnym rozwiązywaniu krzyżówek świat starszych pań wcale się nie kończy – mają one swoje zainteresowania, pasje, pozadomowe aktywności. Ich zabawne niekiedy perypetie doskonale wpisują się w klimat lektur dla dojrzałych czytelniczek, a przytrafiające się im dramaty z odwiecznym konfliktem międzypokoleniowym w tle, same w sobie stanowią już dobrą bazę dla powieściowego świata. A i bohaterka wyszła autorce co najmniej specyficzna – wiecznie pełna życia, wciąż zainteresowana płcią odmienną („zwykle wystarczyło, że w zasięgu wzroku pojawiły się męskie spodnie, a ona zaczynała inaczej mówić, inaczej się poruszać, stawała się bardziej dowcipna i elokwentna”) i niedoceniana, nieustannie wznosi do nieba „skargę kobiety nikomu niepotrzebnej”, kolekcjonuje złote myśli, szaleje po internetowych stronach i niekoniecznie zdaje sobie sprawę ze swojej próżności, nieodpowiedzialności i małostkowości, które jej najbliższych niejednokrotnie doprowadzą do furii.
Wszystko to składa się więc na całość dość spójną, a jednak niezbyt porywającą i sfinalizowaną w sposób może i nieoczekiwany, ale nie do końca chyba szczęśliwy i zadowalający.

d1gmyhs
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1gmyhs