Z tak zwanymi młodzieżówkami mam zawsze problem, a co powiedzieć o powieści przeznaczonej dla czytelników w wieku 12-14 lat? Taką właśnie są Łupieżcy niebios, otwierający pięciotomowy cykl Brandona Mulla Pięć królestw. Głównym bohaterem jest dwunastoletni Cole, o którym nie dowiadujemy się zbyt wiele poza tym, że ma nieznośną starszą siostrę i przyjaźni się z Daltonem oraz podkochuje w Jennie (choć nawet sam przed sobą się do tego nie przyznaje). Co ciekawe, Cole nie ma nawet nazwiska, zapewne ma to ułatwiać czytelnikom identyfikowanie się z nim, a może upodobnić opowieść do baśni. W każdym razie życie Cole’a i jego przyjaciół ulega diametralnej zmianie, gdy - przebrani w halloweenowe kostiumy - wybierają się obejrzeć urządzoną w jednym z okolicznych domów Uliczkę Strachu, ponoć bardzo realistyczną.
Kilka osób z ich grupy decyduje się na najstraszniejszą część atrakcji i schodzi do piwnicy, gdzie okazuje się, że bać się powinni całkiem serio, bo porywają ich handlarze niewolników i zabierają do innego świata. Cole, któremu udaje się ukryć, z własnej woli decyduje się podążyć za przyjaciółmi i tak trafia do niezwykłej krainy zwanej Obrzeżami. Jego celem jest uwolnienie kolegów i powrót do domu. Jak łatwo zgadnąć, nie będzie to kaszka z mleczkiem.
Powieść Mulla jest atrakcyjna przede wszystkim na poziomie konstrukcji świata, gdyż autorowi rzeczywiście nie brakuje wyobraźni, w której rodzą się oryginalne koncepty zarówno krain, rekwizytów (miecze skakania, latające zamki niewiadomego pochodzenia, chmuromury, nieboloty, mleczne jeziora pełne gigantycznych piegusków czy żywe dinozaury z plastiku), jak i samej magii (tym razem poznajemy formowanie, ale w każdym z pięciu królestw magia jest zupełnie inna) czy zamieszkujących Obrzeża ras.
Niewątpliwie w znacznym stopniu takie pomysłowe drobiazgi pomagają Mullowi odświeżyć poza tym dosyć standardową fabułę (władzę na Obrzeżach przejął tyran, systematycznie zwiększający swoją moc, którego trzeba obalić, by przywrócić harmonię we wszystkich krainach). Trzeba też oddać autorowi, że stara się opowieść, w głównym wątku rozwijajacą się przez większą część utworu dość niemrawo, uatrakcyjnić różnymi pobocznymi, dynamicznymi epizodami, rozgrywającymi się na niezwykłych obszarach (Chmurny Zakątek, Cichy Las czy Odludzie Brady’ego skrywają rozmaite, nie zawsze przyjemne, niespodzianki).
Wszystko razem spoiłoby się w naprawdę niezłą całość, gdyby nie to, że bohaterom (poza Jacem i Drgawą, którzy jednak nie grają na ogół pierwszych skrzypiec) nieco brakuje charakteru. Szczególnie Cole, najważniejszy przecież dla tej historii, najbardziej przypomina postać z gry komputerowej. Nie jest wszechmocny, bynajmniej, okoliczności nieco go przerastają, ale zawsze jakoś zrobi, co trzeba, wtedy, kiedy trzeba, mimo braku bohaterskich inklinacji. Poza tym niby tęskni za domem i martwi się o los przyjaciół, ale choć regularnie o tym wspomina, jego zachowanie zdaje się wskazywać, że w zasadzie na ogół o nich nie pamięta. Tak, wiem, że to nie powieść psychologiczna, tylko przygodówka dla młodszego czytelnika, gdzie nie ma miejsca na spowalniające wydarzenia wewnętrzne dylematy, ale mimo wszystko jest to nieco niespójne. Cole w ogóle zachowuje się i rozumuje, a nawet mówi, jak ktoś o wiele dojrzalszy od dwunastolatka. Dotyczy to także innych postaci, ale w ich przypadku może być uzasadnione trudnymi życiowymi
doświadczeniami (od dawna przebywają w niewoli), a to wyjaśnienie nie daje się zastosować do chłopaka z amerykańskiego miasteczka, który nie miał żadnych obowiązków poza chodzeniem do szkoły.
Oczywiście, młodszym (a zarazem docelowym) czytelnikom, zaintrygowanym fabułą naszpikowaną zwrotami akcji i pełną atrakcyjnych lokacji, pewnie nie będzie to przeszkadzało. Nie mam porównania z innymi powieściami autora, który wydaje się być specjalistą od cykli, ale na pewno bogata wyobraźnia czyni go kimś więcej niż tylko sprawnym rzemieślnikiem. Stworzył ciekawy świat ze sporym potencjałem fabularnym, który być może pełniej wykorzysta w kolejnych tomach.