Prawie wszyscy lubimy opowieści o niezwykłych zdarzeniach przytrafiających się zwykłym ludziom, zwłaszcza jeśli autorowi nie wpadło do głowy, by udziwnić je nazbyt pokrętnym stylem czy wzbogacić metafizycznymi rozważaniami. Joanne Harris ma dar stwarzania takich właśnie historii. W tej, którą mamy przed sobą, spokojne życie – a właściwie wegetację – mieszkańców rybackiej osady na bretońskiej wysepce zakłóca niespodziewany powrót do domu młodej malarki, która nie potrafi znaleźć sobie miejsca poza wyspą.
Próbuje nawiązać kontakt ze zdziwaczałym do szczętu po odejściu żony i zamążpójściu drugiej córki ojcem, usiłując równocześnie dojść przyczyn stopniowego zamierania wioski. Podczas wędrówek po wybrzeżu odkrywa powód zmiany prądów morskich zalewających pola przypływami i odpędzających z łowisk ławice ryb. Rozwiązanie tej zagadki i znalezienie remedium na niekorzystny bieg fal wywraca do góry nogami zastany przez Mado porządek. Pogrążeni w apatii i zgorzkniali mieszkańcy zaczynają jaśniej patrzeć w przyszłość, porywają się na drobne inwestycje, przygotowują atrakcje dla turystów. Godzą się zwaśnione rodziny, dawni adwersarze biorą się do roboty ręka w rękę... Dobra passa okazuje się jednak krucha i nietrwała jak zamek z piasku.
Wychodzą na jaw mroczne tajemnice, wstrząsające dopiero co osiągniętą stabilizacją. Mado traci grunt pod nogami, wiarę w powodzenie swojej misji, zaufanie do człowieka, który wydał jej się bliski... Autorka nie pozwala jednak czytelnikowi zwątpić w istnienie równowagi między dobrem i złem, dodając krzepiący, choć niezupełnie przekonywujący i zbyt lakoniczny epilog. Nawet jednak bez niego, z akcją pozostawioną w zawieszeniu, książka jest materiałem na niezły film, utrzymany w trochę posępnej, szarobłękitnej i szarobrunatnej kolorystyce bretońskiego wybrzeża.
Język powieści wydaje się być przesycony tymi barwami, wilgotnym aromatem morskiej bryzy, zapachem ryb, wodorostów i wyspiarskich specjalności kuchni. Sylwetki postaci mimo niewielu szczegółów nakreślone są tak plastycznie, jakby obok tekstu zamieszczono ich lekko spłowiałe fotografie. Równowaga wątków dramatycznych, komicznych i romantycznych, oszczędność środków stylistycznych – dostosowanych do prostoty i bezpretensjonalności opisywanych sytuacji – sprawia, że książkę czyta się niczym zbeletryzowany reportaż, ukazujący fragment realnego życia.