Zastanawiałam się, czy w ogóle się do tej książki zabierać, bo za czystej krwi romansami raczej nie przepadam, tymczasem zarówno sugestywny tytuł, jak i grafika okładki – z pogrążoną w półmroku sylwetką leżącej kobiety, spowitej w zwoje powiewnej tkaniny, z secesyjnymi ornamentami w tle i bogatym, złoconym obramowaniem, naśladującym do złudzenie staroświecką ramę obrazu – nasuwały mocne podejrzenie, że z tym gatunkiem mam do czynienia. Przerzuciwszy na chybił trafił kartki, natrafiłam na jakiś fragment, który cokolwiek zachwiał tym przekonaniem, postanowiłam zatem sprawdzić, jak jest w rzeczywistości. Otóż wątek romansowy jest, prawdę powiedziawszy nawet niejeden, bo przez życie Kathleen, twardej, dynamicznej i niezależnej dziennikarki, przewija się wielu mężczyzn, a nie dość tego, również i bohaterka pisanej przez nią powieści historycznej upamiętniona została w dawnych aktach właśnie za sprawą skandalicznego jak na owe czasy romansu. To wszystko jest jednak tylko pretekstem do ukazania sylwetki
współczesnej kobiety sukcesu ze wszystkimi jej problemami i dylematami, z konsekwencjami dokonywanych przez nią wyborów.
W przypadku Kathleen sukces oznacza najpierw wyrwanie się z zacofanej i ubogiej irlandzkiej prowincji, potem mozolną drogę do uzyskania upragnionego wykształcenia, wreszcie realizowanie swojej pisarskiej pasji i poznawanie świata za sprawą posady w redakcji poczytnego czasopisma o tematyce podróżniczej. Ale jak długo praca może być całym życiem? Pustki powstałej po zerwaniu z rodziną nie mogą wypełnić współpracownicy: pełen ciepła i humoru gej Jimmy i troskliwy, zasadniczy samotnik Alex, choć z biegiem czasu stają się najserdeczniejszymi przyjaciółmi. A inni mężczyźni – cóż, pojawiają się i znikają, czasem po wielu miesiącach, jak Hugo, czasem po paru dniach albo i godzinach, pozostawiając poczucie niedosytu i upokorzenia. Kathleen wmawia sobie, że nie potrzebuje miłości, rodziny, oparcia. Dopiero podczas podróży w rodzinne strony w poszukiwaniu materiałów do powieści uświadamia sobie, że korzenie jej dojrzałej osobowości tkwią mocno w traumatycznych wspomnieniach z dzieciństwa, z doświadczeń nabytych w
domu pozbawionym ciepła i troskliwości, domu, w którym kobieta była istotą słabą, bezwolną, podporządkowaną...
Jak wpłynie ta świadomość na jej dalsze poczynania? Czego dowie się Kathleen o romansie Marianne Talbot z przystojnym Williamem i jakie miejsce zajmie w jej życiu Shay – pozostawmy w tajemnicy, by nie psuć przyjemności czytelnikom, którzy zdecydują się zapoznać z książką, a w zamian skupmy się na tym, co jeszcze można wyczytać w tle sercowych i zawodowych perypetii bohaterki. Znajdziemy tam, po pierwsze: refleksję nad zmianami statusu kobiety w rodzinie i w środowisku na przestrzeni ostatnich dwóch stuleci; po wtóre – dyskretne echa problemu natury etycznej, wzbudzającego od lat burzliwe emocje zarówno w Irlandii, jak i w innych krajach tradycyjnie katolickich: czy cenniejsze jest życie kobiety, czy jej nienarodzonego dziecka?; po trzecie wreszcie, nakreślony wyraziście obraz stosunków angielsko-irlandzkich w XIX i XX wieku, z wyraźnym zaakcentowaniem racji pokrzywdzonej (nie tylko chyba w opinii autorki) strony irlandzkiej. Jak na popularną literaturę kobiecą to wcale niemało. Dodajmy, że czyta się
przyjemnie i lekko, choć wnikliwy obserwator zauważy parę potknięć stylistycznych(„Nie robiłam ich z pobudek egoistycznych jak wszystko inne w moim życiu”, „Zaniedbane istoty jej użalania się nad własnym losem”), powstałych najpewniej w tłumaczeniu, podobnie jak zabawny lapsus, umieszczający w bibliotece Talbotów „kilka zbiorów pamfletów o zwierzętach hodowlanych” (angielskie „pamphlet” to po polsku nie „pamflet”, lecz zwykła „broszura”). Ogólne wrażenie jest jednak całkiem zadowalające.