Śmierć z ludzką twarzą
Filozof rzymski Epiktet zwykł mawiać „Śmierć sama w sobie nie jest straszna, lecz tylko mniemanie, że jest straszna, jest straszne”. Gdyby żył, zapewne z chęcią sięgnąłby po najnowszy zbiór opowiadań Marka Ławrynowicza Korytarz. Dlaczego? Powód prosty i niezwykle klarowny. Marek Ławrynowicz w siedmiu opowiadankach nie roni łez, w kir żałobny się nie przyobleka, po kątach przed kostuchą się nie chowa, a próbuje ją oswoić, wpisać w codzienność jak poranne wstawanie, jedzenie, gotowanie. Być może niektórym wyda się to absurdalne, wszak po co przedstawiać śmierć jako zagadnienie codzienności, skoro już nim jest. Śmierć i umieranie to codzienność, jednak dla większości z nas codzienność straszna, przerażająca, niepewna. Tymczasem Ławrynowicz do śmierci się uśmiecha, tańcuje z nią w takt żartów, kpin, z błazeńską twarzą. Autor zdejmuje ze śmierci całun wyobrażeń towarzyszących jej przez wieki. Nie ma już sacrum, skoro ksiądz sięga po prywatę w obliczu zbliżającej się śmierci (Miejsce). Nie ma też miejsca
na profanum, nawet wtedy, gdy ktoś gubi ciało nieboszczyka (Czarne oczy nie chcą spać). Zatem czym jest śmierć w opowiadaniach Ławrynowicza? To tylko zwykły proces, jak wiele innych w naszym życiu. Korytarz, którym przechodzimy od do.
Być może na te opowiadania będą wzdragać się co pobożniejsi czytelnicy, którzy chcieliby widzieć w śmierci jedynie święty, święty, przenajświętszy korytarz, tudzież tunel świetlisty prowadzący do raju. Po co się wzdragać, obruszać, kiedy można się po prostu pośmiać. Zgodzę się, że momentami będzie to śmiech przez łzy, ale i taka radość bardziej oswaja, głaszcze kostuchę pod włos i powoduje, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. A Ławrynowicz maluje słowem ze znawstwem i maestrią. Każde opowiadanie dotyka innego kręgu ludzi, innych mentalności, a narracja bez najmniejszych problemów przeskakuje na odpowiednie tory i tony. W Czarne oczy nie chcą spać czuć atmosferę Pragi, Czech, słychać tykanie zegarów. W Miejscu miałam wrażenie, że znajduję się na cmentarzu, dokoła nagrobki, cisza i kilka osób oglądających tę samą mogiłę do wynajęcia. Książę Krokodyl przeniósł mnie na moment w krainę baśni rosyjskich. I tak z każdym opowiadaniem.
Ławrynowicz w Korytarzu podejmuje istotny problem, którym jest zjawisko śmierci. Oswaja nas z nim poprzez budowanie groteskowych sytuacji, absurdalnych zdarzeń, nieomalże kabaretowych dialogów. Przy tym sprawnie operuje bogatym słownictwem, przemieszczając się nie tylko w miejscu, ale i czasie. Nie bez kozery autor zaczął swój tomik od opowiadanka, które swój początek ma w Czechach. Wielka swoboda, z jaką porusza poważny temat, przetykana maestrią słowa, narracji, kontekstu to niezaprzeczalne atuty tego tomiku, porównywanego do prozy hrablowskiej.