Sześć krótkich historii w obrazkach „Lisica i wilk” wydała oficyna „Smak słowa” z okazji tegorocznego festiwalu „Literacki Sopot”, którego dominującym tematem była w 2014 roku literatura rosyjska.
Formuła tego festiwalu, zorganizowanego po raz trzeci (w poprzednich latach tematami głównymi był reportaż i literatura skandynawska) daleko wykracza poza spotkania z książkami i ich twórcami, bo towarzyszą mu także spektakle teatralne, pokazy filmowe, rozmaite działania kulturalne, a także, jak mamy właśnie okazję się przekonać, wydawnictwa mające szansę na żywot dłuższy, niż festiwalowa ramówka (w ubiegłym roku był to tomik nagrodzonych w konkursie opowiadań kryminalnychkryminalnych „Sopot, czwarta rano”, tegoroczna „Lisica i wilk” to również publikacja nagrodzonych prac konkursowych).
„Krew z krwi stalkera” Grzegorza Pawlaka i Daniela Gizickiego, „Wiedźma” Jakuba Kołodziejaka, a także „Moskwa-Moskwa” Edyty Bystroń i Łukasza Muniowskiego mają jasno określoną literacką proweniencję. „Wiedźma” to mroczna, trochę „drzeworytowa” ilustracja motywu z „Wija” Gogola (niedawno z rozmachem zekranizowanego w Rosji po raz trzeci, z całym sztafażem efektów specjalnych, latających trumien nie wyłączając), „Krew…” czyli filmowa migawka z „Pikniku na skraju drogi” braci Strugackich mrozi krew w żyłach, a szary, przymglony oparami „kanaanejskiego balsamu” świat Wieniczki Jerofiejewa z „Moskwy-Moskwy” okazuje się nieoczekiwanie ciepły i wzruszający.
Kolejne dwa komiksy inspirowane są bajkami: „Rybka” Tomasza Niewiadomskiego i Grzegorza Janusza to inteligentny i zabawny komentarz do współczesności: zachłanna żona pragnie od złotej rybki coraz więcej i więcej… urody. Agnieszkę Świętek docenić należy za stronę wizualną „Lisicy i wilka”, szczególnie za „klimatyczną” okładkę-makatkę, sama fabuła jednak, biorąca początek z ludowej bajki (albo niedawno zrealizowanego w Rosji filmu animowanego) jest jednak dziwnie i drastycznie pęknięta. W polskich realiach dałoby się to porównać do wysłania Koziołka Matołka do Auschwitz. Przy wszystkich potwornościach i bestialstwach komunistycznego reżimu, strzelanie na ulicy do małych dzieci to specjalność raczej południowoamerykańska.
A na koniec prawdziwa perełka: „Trumniarz” Oktawii Ogniew, historia z Puszkina przeniesiona wizualnie w lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku. Miasteczko pogrążone w rozproszonym, zielonkawym świetle, jak oglądane przez dno butelki, jest prawie-rzeczywiste w każdym szczególe, od kutej balustrady, na którą pada światło z okna, po kształt koszyka, czajnika i kredensu, po uderzające naturalnością gesty człowieka który się goli, rozwiązuje krawat, zdejmuje buty. Twarz tego, kto obcuje z umarłymi, zobaczymy wyraźnie tylko raz: w lustrze. Najwyraźniej on i jego córki unikają, chciałoby się powiedzieć, obiektywu kamery. A motyw wieczerzy z umarłymi bliski jest każdej prawdziwie słowiańskiej duszy, w końcu czy to wiadomo, komu naprawdę stawiamy ten pusty talerz w Wigilię…
Kolejną publikację, towarzyszącą sopockiemu festiwalowi literatury, uważam za bardzo udaną. Ciekawe, co przyniesie rok następny?