Wydaje się, że życie rodzinne wszędzie toczy się tak samo. Śmierć i narodziny, kłótnie i niesnaski, zwykła rzeczywistość, którą zabarwia czasem karminowa namiętność. To odwieczne konflikty pokoleń i wstydliwe przebaczanie... Jeżeli tak postrzegacie rodzinę, nie znajdziecie tu nic ponad to. Może poza tym słońcem, które im – Scortom, jakoś inaczej przyświeca...
Wszystko zaczęło się w 1875 roku. Tutaj Luciano Mascalzona i Filomena Biscotti stali się korzeniami rodu. Rodu, który głęboko wrośnie w świat, w którym odziane na czarno staruchy wciąż siedzą na swoich ławeczkach przed domem, jakby nieczułe na żar spadający gęstą kurtyną z jasnego nieba. Nie ima się ich pył drogi, ani spojrzenia innych. Są niewidoczne, jakby wpojone w krajobraz. Dokładnie wpasowane, jak kamienie w ściany domów. Wszystko jak one wiedzące i wszystko widzące. Gdyby je zapytać, pewnie pamiętałyby małego Rocco, który zrodził się z nieprawego łoża. Rozbójnika, który na dobre wrył się w pień tej dziwnej rodziny, od zawsze naznaczonej słońcem i smutkiem, malowniczej, intrygującej kolejnymi postaciami, tak pasującymi do tej rozgrzanej ziemi. Ziemi Montepuccio. Ziemi, która ich przeklęła. Która od dnia narodzin Rocco Scorte postanowiła nigdy nie pozwolić na to, by ktokolwiek z jego krwi był do końca szczęśliwy. Ród bękartów, skazanych na szaleństwo, którym nie pomogło nawet symboliczne
„oczyszczenie” w Stanach Zjednoczonych. Musieli powrócić. Do klątwy, do wina, do ziemi i słońca. By spróbować raz jeszcze... „Czy kiedykolwiek byliśmy szczęśliwi?” Czymże jest jednak szczęście? Każdy inaczej je widzi, inaczej opisze, każdy odnajdzie w jego definicji bogactwo lub miłość, rodzinę, lub choć zrozumienie i radość. Jednak tak naprawdę to opowieść o trójce potomków Rocca: Domenico, Giuseppe i Carmelai.. O tych, którzy powrócili tutaj, by pod tym słońcem, na tej ziemi dopełnić swego żywota. Poszukać szczęścia. Jakby chcieli przeciwstawić się klątwie. To opowieść o ich walce z tym, co nieuniknione. Z własnymi zahamowaniami i marzeniami, które często przekraczają nasze możliwości. To głośna pieśń mężczyzn, ale i cichy, trochę wstydliwy, szmer opowieści Carmeli. Spowiedź matki, tajemnica związku z Kościołem i proza życia. Wszystko stopione w jedno.
Książka Gaude, cudowna i gorąca proza, jest z jednej strony opowieścią silnie wdzierająca się do najgłębszych pokładów naszego człowieczeństwa, które walczy pragnąc zbuntować się przeciwko przeznaczeniu. Być za wszelką cenę szczęśliwym! Ale z drugiej strony, jest to ciężka, prosta i szczera, opowieść o rodzinie. Nie ma w niej miejsca na ckliwość, tak jak niemożliwe jest schowanie się przed promieniami tego słońca, niekochanie tej ziemi. To historia życia, prawdziwa i piękna w swej orientalnej odmienności. Mądra, choć przecież nie stroniąca od zabobonu. Historia, w której odkrywane są wstydliwe tajemnice, ale też ukazywany jest zmieniający się świat i poglądy na owe zagadki. Choć czy tu, na tych rozgrzanych drogach coś się zmieniło? Czy tutaj czas się czasem nie zatrzymał?