Śledztwo w cieniu gilotyny
Okres Wielkiego Terroru nie sprzyjał prowadzeniu drobiazgowych śledztw, zazwyczaj droga od oskarżenia do gilotyny przebiegała w iście ekspresowym tempie. Niestety, najwyraźniej ten pośpiech udzielił się także Collette Lovinger-Richard i zabrakło jej cierpliwości przy konstruowaniu fabuły powieści. Nie jest przecież dobrze, kiedy główną zaletą kryminału staje się przedstawienie w przystępny sposób realiów Compiègne w czasie rządów Robespierre’a...
Początek Krwawych zbrodni zapowiadał się nawet nieźle, popełniono tajemnicze morderstwo na akuszerce, a poprzedziło je przybycie z Paryża do Compiègne dwóch przedstawicieli Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego i Konwentu Narodowego. W tym momencie akcja nabiera rozpędu, wkrótce pojawiają się kolejne dwa trupy, zaś równolegle do oficjalnego śledztwa swoje własne prywatne dochodzenie prowadzą miejscowy lekarz Louis Lajoy i jego żona Clémence. Problem tkwi jednak w tym, że wydarzenia następują po prostu za szybko i przez to brakuje nie tylko tropów umożliwiających czytelnikowi snucie domysłów co do osoby zabójcy, lecz wręcz trudno mówić o jakimkolwiek budowaniu napięcia. Co gorsza, większość zwrotów akcji jest po prostu mało przekonująca, gdyż trudno się przejmować losem głównych bohaterów, jeżeli są oni ratowani z opresji dzięki ujawnianym, bez żadnych wcześniejszych zapowiedzi, sekretom postaci drugoplanowych. Z kolei pomysł z ucharakteryzowaniem się bohaterów w taki sposób, że zmieniają się nie do
poznania, dużo lepiej był wykorzystany już choćby w powieściach Dumasa. Zupełnym rozczarowaniem było zaś samo zakończenie, gdyż taki happy end nie za bardzo pasuje nie tylko do wcześniejszych wydarzeń, ale i czasów, w których dzieje się akcja powieści.
Trzeba jednak przyznać, że książkę czyta się szybko – tyle że nie wymaga ona też jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego. W niewielkim zaś tylko stopniu niedostatki intrygi kryminalnej rekompensują przedstawione w sympatyczny sposób postaci członków rodziny Lajoy, w tym przypadku autorka zadała sobie nieco trudu i wyposażyła ich w zupełnie różne, a zarazem dość wyraziste cechy charakteru. Szkoda tylko, że nie udało się jej wzbudzić w czytelniku niepokoju choćby o to, czy Louis Lajoy trafi pod gilotynę. Krwawe zbrodnie to niestety kiepski kryminał i zaledwie przyzwoita powieść historyczno-obyczajowa. Spokojnie można sobie darować tę lekturę.