Dlaczego więc napisał pan Osadzonego ?
* Sławomir Sikora*: Traktuje to jako uzupełnienie do mojej pierwszej książki pt. Mój dług . Wówczas pokazywałem konformizmu, w którym człowiek funkcjonuje w więzieniu. Nie była ona wygładzoną opowieścią o życiu więziennym, ale opowiadała o zupełnie innej przestrzeni. Posługiwałem się w niej pewnymi przenośniami, ponieważ obawiałem się, czy nie wrócę do więzienia. W Osadzonym wreszcie mogłem bowiem pokazać co dzieje się za murem więzienia, szczególnie jeśli chodzi o tę ciemną stronę szantaży, czy też relacji korupcyjnych na linii więzień-strażnik. Aby książka była obiektywna zdecydowałem się napisać ją wspólnie z dziennikarzem Radkiem Grucą. Przez kilka miesięcy mieszkaliśmy wspólnie. Dyskutowaliśmy, kłóciliśmy się, obrzucaliśmy wyzwiskami, w końcu jednak siadaliśmy do pisania. Muszę przyznać, że nie spodziewałem, że to co nam wyjdzie będzie się podobać.
Nie było jednak takich sytuacji, że słyszał pan od ludzi, że jesteś mordercą i powinieneś dalej siedzieć w więzieniu?
* Sławomir Sikora*: Oczywiście, że takie sytuacje się zdarzały.
Sławomir Sikora*: Po orzeczeniu przerwy w karze i wyjściu z więzienia, na wolności wylądowałem z ciężko zarobionymi ponad dwoma tysiącami złotych. W tym czasie pomagali mi znajomi, otrzymałem też trochę pieniędzy z tytułu sprzedaży kilku tysięcy egzemplarzy książki Mój dług . Na przełomie 2005 i 2006 roku Andrzej Kuryłowicz, szef wydawnictwa Albatros dał mi zadatek na książkę, nie mając pewności, czy ona w ogóle powstanie. Z tych pieniędzy żyłem prawie osiem miesięcy. W 2006 r. dzięki Radkowi Grucy, poznałem Piotra Tymochowicza. Zawsze ciekawiły mnie jego umiejętności i techniki psychomanipulacji wykorzystywane w pracy. Okazało się, że Piotr nie tylko chce nauczyć mnie pewnych technik, ale również widzi mnie jako swojego współpracownika. *Czy brał pan udział w sz
* Sławomir Sikora*: Uczestniczyłem w szkoleniach różnych ludzi, także polityków. Nie miałem jednak styczności z Andrzejem Lepperem. Za to brałem udział w szkoleniu m.in. Wojciecha Olejniczka z SLD. To było naprawdę fajne przeżycie, poznać i doradzać komuś takiemu jak on. Tym bardziej, że nie przeszkadzało mu kim jestem.
Pełna wersja wywiadu w aktualnym wydaniu „Rzeczpospolitej”.