Ściany mają oczy
Powieściowe służące nie spisują ostatniej woli. Przeważnie przez cały swój pracowity żywot dorabiają się jedynie łóżka na poddaszu i schowanego pod nim kuferka z ubraniem do trumny, kilkoma zdjęciami i różańcem. Mennulara, co w sycylijskim dialekcie oznacza „zbieraczkę migdałów”, nie umierała na poddaszu pałacu swoich państwa Alfalipe. Dyktowała swoją ostatnią wolę we własnym mieszkaniu, a obok, za ścianą, płakała jej lokatorka – pani Alfalipe. Opustoszały pałac służył pani Adrianie tylko do nieczęstych spotkań towarzyskich, powszednią codzienność dzieliła z Mennularą. Bardzo to wszystko tajemnicze, a jeszcze bardziej intrygujący jest testament Mennulary. Młodzi Alfalipe wypełniając go będą musieli pogwałcić tradycję, wystawić się na plotki i obmowę. Jeśli go zignorują, zaryzykują utratę spodziewanego spadku. Roccacolomba, Sycylia. Malutkie piekło na ziemi. Każdy od zawsze zna swoje miejsce, pokoleniom arystokratów służą pokolenia służących, syn notariusza jest notariuszem, córka krawcowej – krawcową,
syn bandyty – bandytą. Ludzie żyją plotką, ściany mają i uszy, i oczy. Ze dwie setki lat trzeba by żyć, aby zdążyć popełnić wszystkie przypisywane grzechy i grzeszki, mieć te wszystkie romanse, nieprawe dzieci i kradzione majątki.
Zbieraczka migdałów ma konstrukcję mozaiki, a właściwie układanki. Czas rzeczywisty biegnie tu przez trzydzieści dni, kiedy to Roccacolomba trzęsie się od plotek, a czytelnik podsłuchuje, podgląda i próbuje odróżnić prawdę od zmyślenia, opowieść ubarwioną sentymentem czy nostalgią od historii podbarwionej złością i zawiścią. Elementy układanki, składające się na portret zmarłej Marii Rosalii Inzerillo zwanej Mennularą czasem zdają się całkowicie do siebie nie pasować. Półanalfabetka czy perfekcyjna zarządczyni sporego majątku? Wiecznie głodna dzikuska czy wyrafinowana kucharka? Piękna czy brzydka? Bezinteresowna czy wyrachowana? Szorstka czy subtelna? Samotnica czy...? Plotki sięgają głęboko w przeszłość – do początków XX wieku. W Roccacolombie niczego się nie zapomina.
Powieść odniosła we Włoszech spory sukces, choć porównanie z Lampartem Lampedusy jest zdecydowanie na wyrost. Mennulara mogłaby być Lampartem nowych czasów, gdyby tylko autorce udało się stworzyć trochę bardziej spójną postać. A może to tylko ja nie mam talentu do układania puzzli, bo po przeczytaniu Zbieraczki migdałów portret tytułowej bohaterki jawi mi się jak sklejona na powrót potłuczona waza (kto przeczytał, wie, skąd to porównanie) – widać pęknięcia, gdzieniegdzie nawet luki, a niektóre kawałki chyba nie całkiem pasują. Chociaż.... może to i dobrze, że nie wszystkie pytania znalazły łatwą i oczywistą odpowiedź. Postać Mennulary niepokoi, pozostaje w pamięci na długo po przeczytaniu książki. Dlaczego ktoś tak wybitny osiągnął w życiu tak mało (choć jednocześnie tak wiele)? Żyła w złym czasie? W złym miejscu? Była tylko kobietą? A gdyby urodziła się kilkadziesiąt lat później? Gdzie indziej? W małym miasteczku za naszymi drzwiami?