Pamięć stała się odtąd jedynym sensem i pejzażem mojego życia.
Żółty deszcz spada gorzkimi kroplami przenikając nieprzyjemną wilgocią smutny krajobraz wiecznej jesieni. Bluszcz i zapomnienie pokrywa opuszczone miejsca, ruiny z niemym wyrzutem zwracające się ku niebu. Gdy ludzie w poszukiwaniu lepszego życia opuszczają stare domy, wdziera się tam cisza, dzika, nieopanowana przyroda, siła zniszczenia przegryzająca budowle jak kruche sucharki. Zostaje trud minionych lat i pokoleń które odeszły, nietrwałe ślady życia, które bez większego trudu rozmywa rzeka czasu. Te ślady minionych dni trwają coraz bardziej rozrzedzane chłodnymi podmuchami niepamięci, kruszone bezwzględnym naporem mijających dni, przykrywane liśćmi i pyłem znoszonym przez obojętny na wszystko wiatr.
Taki los spotyka wszystkie opuszczone miejsca, położone w różnych zakątkach świata. Wieś Ainielle, rozpostarta na stoku góry w Pirenejach, nie jest wyjątkiem, potwierdza regułę. Jak życiodajne przecież krople wody drążące twardą skałę, czas sprawia, że świat ulega stopniowemu obumieraniu w jednym miejscu, odradzając się w innym. A jednak żal za tym co musi odejść pozostaje... Gdzieś spoza ruin kościoła, zza przegniłych dachów, spośród chwastów zalewających otoczenie jak dzika rzeka, płyną słowa ostatniego świadka umierającej wioski. Słowa przywołujące duchy dawnych mieszkańców. Przerywające ten dziwny sen, próbujący ogarnąć to wszystko co kiedyś stanowiło Ainielle. Ludzi, zwierzęta, domy, drogi, drzewa, myśli, zdania, emocje, zapachy... Słowa nie wypowiedziane, zaledwie pomyślane. Wspomnienia i obrazy odbijające się w martwych już oczach. Pamięć żywi się każdym rzuconym jej okruchem. Nagłym rozbłyskiem myśli, przypadkowym spojrzeniem na zdjęcie, dźwiękiem zgodnym z ukrytym gdzieś w nas wzorcem. Jednym
słowem zdolnym wywołać lawinę obrazów i uczuć. Pamięć porównuje teraźniejszość z przeszłością, szukając tego co podobne, by odświeżyć zasypywane "ciszą" ścieżki.
Nietypowa, gęsta, poetycka, lekko depresyjna proza. Niewiele ponad sto stron nie ożywionych choćby jednym dialogiem. Rozbudowane, obrazowe, przygniatające zdania. Połączone smutkiem, nostalgią, melancholią, żalem, bólem... Zapis samotności, niezrozumienia, odrętwienia ogarniającego po kawałku ciało i umysł. Zapis wieloletniego zmagania się ze sobą, rozłożonego w czasie pożegnania z życiem. Wiem, nie każdy lubi taki dręczący ciężar słów. Mam nadzieję, że oddaję choć trochę ten ciekawy, nietypowy styl i niepowtarzalną atmosferę. Jako, być może, zachętę dla jednych, ostrzeżenie dla drugich. Sam niezbyt przepadam za takim przygnębiającym jesienno-zimowym, chłodnym, deszczowym klimatem. Żółty deszcz oceniam jednak pozytywnie, za wyraziste obrazy stworzone ze zwykłych zdawałoby się słów. Za misternie utkany, trzymający jak sieć pająka nastrój.
Czas to cierpliwy żółty deszcz, gaszący powoli najbardziej zajadłe płomienie.