Szósty tom „Akt Dresdena”, czyli „Krwawe rytuały”, ukazuje się w Polsce po raz pierwszy. Poprzedni wydawca dotrwał tylko do „Śmiertelnych masek”. Jest to również pierwszy tom w - bardzo udanym - tłumaczeniu Wojciecha Szypuły, który dołączył do Piotra W. Cholewy w pracach przy serii.
Harry Dresden, na prośbę Thomasa Raitha, wampira z Białego Dworu, u którego ma dług wdzięczności w związku z pojedynkiem opisanym w poprzednim tomie, przyjmuje kolejne zlecenie. Zleceniodawcą jest Arturo Genosa, producent filmów dla dorosłych rozkręcający własny biznes. Kolejni spośród pracowników jego wytwórni padają ofiarami wyjątkowo nieszczęśliwych wypadków, a tymczasem przetrwanie przedsięwzięcia zależy od tego, czy uda się w terminie nakręcić powstający właśnie film. Genosa podejrzewa, że przyczynę nieszczęść stanowi klątwa rzucona przez przedstawicieli konkurencji. Wymaga od Dresdena oceny ryzyka i ochrony planu filmowego. Na miejscu okazuje się, że w grę wchodzi potężna czarna magia, a Thomas nie powiedział magowi całej prawdy o motywach swojego zainteresowania projektem biznesowym Genosy.
Ale jedno zadanie, nawet wymagające, to za mało. Do wyrównania rachunków z Dresdenem, a raczej prób wyeliminowania go, przystępuje także Mavra, wampirzyca z Czarnego Dworu, prastara i bardzo potężna. Tym samym po Czerwonym Dworze mamy okazję poznać bliżej dwie kolejne odmiany wampirów wykreowane przez Butchera. Czarni dworzanie są niezbyt oryginalni, odpowiadają opisowi gatunku przedstawionemu przez Brama Stokera w „Draculi” (w uniwersum Butchera ta słynna powieść powstała wręcz na ich zlecenie). Nie czyni ich to bynajmniej mniej groźnymi. Żerując, zabijają ofiary, łatwo się mnożą, są w stanie przejąć nad człowiekiem psychiczną kontrolę i doprowadzić go do obłędu.
Najciekawszymi krwiopijcami Butchera są jednak według mnie ci z Białego Dworu. Autor wykorzystał tu koncept emocjonalnego wampira, traktując go jak najbardziej dosłownie. Biali żerują na uczuciach, zwłaszcza na podnieceniu i pożądaniu. Są w stanie zauroczyć śmiertelnika, związać go ze sobą, a następnie z niego czerpać, dopóki w zapamiętaniu nie przekroczą bezpiecznej granicy lub związek nie potrwa zbyt długo jak na wytrzymałość partnera. Nie są w stanie zapanować nad instynktem, zwanym Głodem. Gdy raz się w nich obudzi, będzie ich zmuszał do żerowania, aby przetrwać. Problem pojawia się, gdy emocjonalny wampir pokocha swojego partnera. Teoretycznie nie powinno to być możliwe, jednak Thomas Raith i Justine, których związek mogliśmy obserwować w zasadzie od początku serii, zadają kłam temu twierdzeniu. A to nie podoba się despotycznemu ojcu Thomasa, przywódcy Białego Dworu, lordowi Raithowi. Opis stosunków rodzinnych w klanie emocjonalnych wampirów jest jednym z ciekawszych elementów powieści. Rodzina to w
zasadzie główny motyw „Krwawych rytuałów” - porucznik Murphy wolałaby szturmować gniazdo wampirów, niż wybrać się na rodzinny piknik i spotkać z matką, zaś Harry Dresden odkrywa kolejne zaskakujące fakty o przeszłości własnej matki. Wielokrotnie natykał się przy okazji wcześniejszych zleceń na enigmatyczne wzmianki o jej zaangażowaniu w czarną magię, ale nie chciał dać im wiary. Wypadki potoczą się tak, że nie będzie już miał wyboru. Musi też zmierzyć się z trudną prawdą o własnym mentorze, którego uważał dotąd za ideał maga i surogat rodziny. A wszystko to w trudnych warunkach bojowych, gdy z jednej strony atakuje potężna klątwa, a z drugiej plaga wampirów.
To niezwykłe połączenie dynamicznej akcji osadzonej w interesującym środowisku oraz refleksji czyni z „Krwawych rytuałów” jedną z najlepszych odsłon serii. I sprawia, że nie mogę się już doczekać, zapowiadanej wstępnie na styczeń 2016 roku, kolejnej części cyklu, czyli „Martwego rewiru”.