Niebezpiecznie być blondynką w Berlinie. Szalony potwór grasuje po mieście. Torturuje, zabija, bierze trofea. Na miejscu krwawych zbrodni zostawia martwe ptaki.
Dawno temu, gdy pisanie powieści kryminalnych było jeszcze niezbyt wysoko cenionym rzemiosłem, autorzy zwykle odznaczali się tym, czym najlepsi z rzemieślników: głęboką znajomością arkanów zawodu, precyzją, starannością, umiejętnym ukrywaniem szwów pod podszewką. Zabójca miał motyw, podejrzany – alibi, detektyw – umiejętność logicznego wnioskowania, a wszystko razem wspierało się na przemyślanej konstrukcji i zmierzało do triumfu sprawiedliwości.
Odkąd konwencja kryminału i thrillera eksplodowała, a martwe ciała powpadały wszędzie, od komedii romantycznych do fantastyki albo przygód w odległych epokach i najbardziej egzotycznych miejscach, klasyczna konstrukcja trochę się rozchwiała, pojawił się też motyw seryjnego mordercy-psychopaty, którego nie da się wziąć w krzyżowy ogień pytań przed biurkiem w komendzie, ale który, na przykład u Harrisa i Deavera , kieruje się własną, wynaturzoną logiką, dającą się jednak w końcu rozszyfrować, jak potworna łamigłówka.
Część autorów jednak traktuje motyw psychicznie chorego seryjnego mordercy jak przyzwolenie na eskalację makabry bez większej troski o logikę i strukturę powieści. Wypuszczają w miasto wariata z nożem (żyletką, piłą, śrubokrętem czy czym tam jeszcze), żeby mordował śliczne dziewczęta i matki dzieciom, w malowniczy i wyrafinowany sposób masakrując ciała i chlapiąc krwią na prawo i lewo. W ślad za nim gna zdesperowany gliniarz, którego bliscy ani myślą być rozsądni. Dalej cała masa zbiegów okoliczności i efektowna finałowa kulminacja. Nie da się dłużej ukrywać, to jest właśnie ten przypadek: powieść dla seryjnych konsumentów thrillerów klasy C.
Nils Trojan to samotny szeryf, wracający wieczorami do pustego mieszkania. W komendzie nie ma miejsca na bliską zażyłość, każdy z kolegów ma własne szkielety w szafie, w przypadku Nilsa to ataki paniki i nocne koszmary. Wygląda jednak na to, że na niewyspanego i rozkojarzonego Nilsa ekstremalne potworności działają jak zastrzyk adrenaliny, a im jest groźniej, straszniej, szybciej, tym sprawniej i skuteczniej działa nasz bohater. Niestety (nie dla Nilsa, ale dla czytelnika), bardzo pomagają mu przypadki i zbiegi okoliczności, rozwiązanie nie wydaje mi się wiarygodne ani psychologicznie, ani społecznie, a przed finałem, któremu zresztą nie sposób odmówić efektowności, zawieszeniu musiało ulec na chwilę prawo grawitacji. Mam tu na myśli operację przywiązywania w skomplikowany sposób na wysokości pięciu metrów obiektu, do którego nie sięga drabina. Myślę jednak, że wielbicielom filmów akcji Ptaszydło może się spodobać. W kategorii „scenariusz” mogłoby osiągnąć nawet 5/10.