Rzeczpospolita złodziejska. Największe afery PRL-u
Słaba złotówka i puste półki, PRL-owska rzeczywistość nie rozpieszczała. W sklepach brakowało jedzenia, ubrań, sprzętów gospodarstwa domowego, a jednak niektórym wszystko przychodziło łatwo. Wiedli życie ”spod lady”, często przekraczając prawo. Afery i oszustwa gospodarcze bulwersowały społeczeństwo. Część z nich pokazowo nagłaśniano, inne skrzętnie ukrywano. Kazimierz Kunicki i Tomasz Ławecki opisują historie żonglerów łapówkami, mistrzów fałszowania faktur, sprytnych oszustów i wielkich przegranych - skazanych na karę śmierci.
Polakom do życia wystarczy referat Gomułki i dwie suche bułki, takie krążyło powiedzenie w Polsce lat 60. Bo trzeba przyznać, że najważniejszy człowiek w państwie, pierwszy sekretarz, raz po raz przemawiał do narodu w podobnym duchu:
”Towarzyszki i towarzysze! W Polsce Ludowej rozhulała się spekulacja, wykupywanie ze sklepów atrakcyjnych towarów i sprzedawanie ich po cenach kilkakrotnie nieraz wyższych przez rozmaitej maści spekulantów! – grzmiał ogarnięty obsesją walki z nieuczciwymi handlowcami. Patrzył na puste półki, szukał winnych i nie znał litości. Liczył na nią Stanisław Wawrzecki, szef przedsiębiorstwa Warszawa Praga w Miejskim Handlu Mięsem. Spraw gospodarczych było w tamtych czasach po kilkadziesiąt rocznie, afera mięsna swoim finałem przebiła wszystkie.
W kwietniu 1964 roku ktoś wysłał donos do komitetu centralnego partii o nadużyciach w obrocie mięsem. Gomułka złapał trop. Prasa donosiła o kiełbasach faszerowanych trocinami, zamianach towaru lepszej jakości na gorszej, przekrętach z fakturami i frykasach dostępnych za łapówki. W stan oskarżenia postawiono ponad 400 osób, wielu kierowników sklepów mięsnych, wśród nich znalazł się ojciec trojga dzieci, 44-letni Wawrzecki. Proces toczył się w zaostrzonym trybie doraźnym, który nie przewidywał odwołania. Prowadził go Roman Kryże. Został w tym celu specjalnie oddelegowany z Sądu Najwyższego. Ludzie powtarzali: ”sądzi Kryże, będą krzyże”. Dał się już poznać. Po wojnie sądził wielu żołnierzy Armii Krajowej. Złe proroctwo szybko się spełniło.
Proces trwał dwa miesiące, 2 lutego 1965 r. czterech zamieszanych w sprawę dyrektorów skazano na dożywocie, wobec Stanisława Wawrzeckiego sąd orzekł karę śmierci. – Po ostatnim słowie stracił przytomność, napisał we wspomnieniach syn oskarżonego, aktor Paweł Wawrzecki, który jako nastolatek był wtedy w sądzie.
Zamiast powiesić w sklepie szynkę, powiesili Wawrzeckiego
Skazany liczył na akt łaski, mogła go orzec Rada Państwa, ale wtedy do akcji wkroczył I sekretarz. Władysław Gomułka sprzeciwił się złagodzeniu kary, 19 marca wyrok wykonano. Sprawa wstrząsnęła społeczeństwem, Wawrzecki nie był seryjnym mordercą, stracił życie za kradzież żywności.
Sytuacji w sklepach to nie poprawiło, haki jak były puste, tak puste zostały. ”Zamiast powiesić szynkę w sklepie, powiesili w więzieniu Wawrzeckiego” komentował po latach ten polityczny proces były prezes Trybunału Konstytucyjnego, prof. Andrzej Rzepliński. Ale Gomułka swój cel osiągnął, na ludzi padł strach.
Parę lat wcześniej, w roku 1960 Sąd Wojewódzki w Kielcach skazał na śmierć prezesa Spółdzielni Pracy Garbarskiej ”Przyszłość”, Bolesława Dedę. Wtedy jednak od egzekucji odstąpiono. Przewodniczący Rady Państwa Aleksander Zawadzki zmienił karę śmierci na dożywocie. Dożywocie zasądzono również wobec dwóch innych oskarżonych w tym procesie o garbowanie skór na własny rachunek i korupcję.
Na przednówku roku ’68, Polska żyła sprawą Torunia. Sądzono tam nieuczciwych piekarzy, na ławie oskarżonych zasiadło 17 szefów piekarni i sklepów należących do znanej sieci ”Społem”. Wyroki za rzekomą defraudację i wypiekanie pieczywa niezgodnie z recepturą wynosiły od trzech do dwóch lat więzienia.
_Kolejki po wszystko, peerelowska codzienność. _
Autorzy ”Afer gospodarczych PRL” opisują grube przekręty, ale odmalowują też klimat tamtych czasów, wspominając o dzieciach trafiających do poprawczaka za kradzież królika. Mężczyźnie skazanym na długie siedem lat więzienia za kradzież kur. Kto wchodził w konflikt z prawem, nie miał co liczyć na taryfę ulogową. Zdarzało się, że skazywano kogoś wyłącznie na podstawie donosu.
– Masowe obławy na spekulantów, jakie miały miejsce w różnych miastach są pierwszym poważniejszym krokiem w walce ze spekulacją – mówił wyraźnie zadowolony Władysław Gomułka.
Ale nastała dekada Gierka, a z nią zmienił się też rodzaj przekrętów. Kazimierz Kunicki i Tomasz Ławecki cytują dowcip z epoki, kiedy to na spotkaniu z I sekretarzem KC PZPR prezydent USA oświadczył z dumą:
– Przeciętny Amerykanin zarabia 2000 dolarów, z tego połowę wydaje na życie.
– A co robi z resztą? – zapytał I sekretarz.
– Nie wnikamy w to – machnął ręką prezydent.
– U nas przeciętny Polak zarabia 2000 zł, a na życie wydaje 4000 zł – pochwalił się I sekretarz.
– Skąd bierze resztę? – spytał przywódca USA.
– Nie wnikamy w to – odparł I sekretarz.
To jasne, że wolałby nie wnikać. Edward Gierek był zamieszany w kolejną głośną aferę. Żadne tam mięsa, czy chleby, tym razem chodziło o dzieła sztuki, biżuterię, złoto i dewizy. W złodziejstwo na mega skalę zamieszane były służby specjalne PRL-u. Na ich zlecenie na Zachodzie działali bracia Janoszowie. Kazimierz Janosz wespół z Mieczysławem i Janem przez lata kradli na zlecenie MSW, a łupem dzielili się z zapewniającymi im bezkarność towarzyszami z PZPR.
Z zachowanych akt IPN wynika, że mieli dokonywać również morderstw na zamówienie polityczne. W roku 1977 zlecono im zabójstwo Adama Michnika. Kunicki i Ławecki podają, że podobno odmówili ze względów ”patriotycznych”.
Gierek, szmaragd i krokodyl
Generał Mirosław Milewski, który pod koniec lat 70 kierował komunistycznym wywiadem, zeznawał przed Centralną Komisją Kontroli Partyjnej PZPR. Z jego słów wynika, że wiele precjozów zdobytych przez Janoszów trafiało bezpośrednio do I sekretarza Edwarda Gierka i jego żony. Mowa była o koliach wysadzanych drogocennymi kamieniami, kasetach z brylantami i szmaragdami, sztabach złota, trobach z krokodylej skóry. Jaki miała finał afera nazwana ”Żelazo”, winni zostali ukarani? Jest o czym poczytać.
Podobny charakter miała przeprowadzona również na Zachodzie akcja zdobywania kosztowności znana pod kryptonimem ”Zalew” - łupy zostały ukryte na należących do wysokich funkcjonariuszy służb specjalnych działkach, nad leżącym w pobliżu Warszawy Zalewem Zegrzyńskim. Obie sprawy starano się ukryć przed społeczeństwem. Świadczyły jednoznacznie źle o władzy mianującej się ”ludową”.
Ludowi na pożarcie rzucono Witolda Mętlewicza i tzw. aferę ”Złotogłowych”. Pracownik państwowej ”Desy”, zajmującej się komisowym obrotem dziełami sztuki, przyznał się do wywiezienia z Polski 103 płócien pędzla uznanych malarzy. W zamian za nie do kraju wracało złoto, które następnie korzystnie sprzedawano. Oszacowano, że gang ”Złotogłowych” zarobił w ten sposób ponad 400 milionów złotych, średnia płaca wynosiła dwa i pół tysiąca. Afera przemytnicza skończyła się w 1976 roku dwoma wyrokami po 25 lat więzienia. Proces drobiazgowo relacjonowały gazety codzienne, radio i telewizja.
400 milionów działa na wyobraźnię, ale Kunicki i Ławecki opisują też aferę, która przyćmiła wszystkie inne. Afera FOZZ przypadła na czasy schyłku PRL-u i początku III RP.
Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego powołano oficjalnie w 1989 roku, ale skupowanie polskich długów miało się odbywać już w latach 1986-1988. Dziś już wiemy, że cała operacja była niezgodna z międzynarodowym prawem, a kilka miliardów dolarów zamiast zmniejszyć dług Polski, trafiło na tajne konta. Jako pierwszy aferę wykrył komisarz Izby Skarbowej w Warszawie, Michał Falzmann. O przekręcie na trzy i pół miliarda dolarów doniósł mediom, krótko potem w tajemniczych okolicznościach zmarł na zawał.
”Miał świadomość, że grozi mu niebezpieczeństwo - powiedział w rozmowie z ’Rzeczpospolitą’ Dakowski, znajomy Falzmanna, który także zaangażował się w sprawę wyjaśnienia malwersacji finansowych, piszą autorzy książki.
Wiele znaków zapytania pojawia się również przy okazji śmierci prezesa NIK-u, Waleriana Pańki zaangażowanego w proces kontroli nadużyć i nieprawidłowości w obracaniu przez FOZZ pieniędzmi. Pańko zginął w wypadku rządowej lancii. Świadkowie, tuż przed czołowym zderzeniem auta z innym, mieli słyszeć wybuch. Ocalały kierowca limuzyny wkrótce zmarł na zawał. A dwaj policjanci, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce, w niedługim czasie utopili się łowiąc ryby w wyjątkowo płytkim stawie. Czy nie za wiele tu znaków zapytania, zastanawiają się autorzy ”Afer” i prowadzą drobiazgowe śledztwo. Trzeba przyznać, że fascynująca to dająca wiele do myślenia lektura.
W 2009 roku Michał Falzmann i Walerian Pańko zostali pośmiertnie odznaczeni Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za ”wybitne osiągnięcia w podejmowaniu działań z zakresu kontroli państwowej i umacnianie praworządności, za zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce”.
Materiał powstał w oparciu o książkę ”Afery gospodarcze PRL, Aferzyści, spekulanci, szmalcownicy”, Kazimierza Kunickiego i Tomasza Ławeckiego, wydanej nakładem wydawnictwa Bellona.