Cóż, dorastania powstrzymać nie można. Niektórzy twierdzą, że wstrząsające wydarzenia mogą spowodować nagłą dorosłość, ale w tym przypadku, organizm zbytnio się już uodpornił na wszelkie wyskoki otaczającego go świata. Ależ ten czas leci! Proszę, człowiek nawet się nie obejrzy, a tutaj już trzecie spotkanie z sympatycznym, choć nader skomplikowanym, utalentowanym w dość specyficznych dziedzinach, Rudolfem Gąbczakiem oraz z jego wielkim, jak nie przymierzając wdzianka XXL – EGO i, choć trudno w to uwierzyć, nieco mniejszą osobowością. Jeżeli zaś chodzi o rodzinę, to trzeba przyznać, iż nie można ich pominąć. Wszyscy w jakiś sposób się zmienili i dorównują Rudolfowi w swych wewnętrznych komplikacjach. Po Szalonym życiu Rudolfa i Świńskim truchtem nadszedł czas na Seks i inne przykrości.
Przejdźmy jednak do wymiaru chronologicznego naszej opowieści. Otóż nadchodzi czas wielkiej próby, czyli zbliża się matura. Pomimo upływu czasu, niestety nasz Rudolf nadal nie został sławnym aktorem. Na dodatek, jakby wisiało nad nim jakieś okrutne fatum, umierają powoli jego przyjazne dusze. Ale nasz bohater się nie poddaje, wyposażony w siły przodków, oraz duchy swego imienia, oraz niestety „dusz przyjaznych”, brnie dalej w to nader gęste, bardzo wzburzone morze swoich własnych pragnień i niespełnionych, męczących go w koszmarach marzeń. Jednak tym razem, na pierwszym miejscu, umieścił się seks. Pręży on się nadzwyczaj dumnie, ale też i skłania naszego bohatera do poszukiwań oraz... pewnych refleksji nad jego konsekwencjami. W końcu nasz Rudolf Gąbczak to nad podziw wrażliwa dusza, której na pewno nie złamią wybryki Babci (we wszelkich znanych nam wymiarach), nigdy nie małego Gonza, czy zwariowanych rodziców: matki psychoterapeutki i feministki oraz wciąż upadającego ojca, który właśnie rozpoczyna
karierę polityczną. I jak w tym wszystkim ma się odnaleźć Rudolf, gdy zniknie wsparcie, nawet ze strony Opony, która... Cóż, przekonacie się sami.
Seks i inne przykrości, a dokładniej cała, jak na razie tylko trylogia opowieści o Rudolfie Gąbczaku, wyrasta z młodzieżowego, jakże teraz popularnego, „nurtu pamiętnikarskiego”. Wielu recenzentów nazywa go odpowiedzią na brytyjskiego Adriana Mole’a, ale trzeba przyznać, że nasz Rudolf jest bardziej przebojowy. Jako mężczyzna dojrzewający wciąż ma w sobie tą cudowną, słowiańską werwę i zmienność, którą przecież tak trudno w literaturze uchwycić. Tę ułańską fantazję i pełną studnię, w której niestety powoli topią się jego marzenia. Choć może to wszystko jest widoczne wyłącznie dzięki talentowi Joanny Fabickiej, która odważyła się brnąć w te opowieści o nim dalej, i dalej. Nadal pisać, nie obawiając się kompromitacji i wielkiego zderzenia bohatera z twardą rzeczywistością? W końcu Rudolf, choć trochę mniej śmieszny, bardziej poważny, nadal pozostaje intrygujący?
Wiele odwagi potrzeba, by trzymając się jednego bohatera, popartego wcześniejszym, kultowym już wzorcem, nadal tworzyć ciekawe opowieści i to wprost z naszej, smutnej i szarej rzeczywistości. Ale właśnie tak jest w wypadku tej autorki. Trzecia już część pamiętnikowych wynurzeń Rudolfa, nie tylko jest nadzwyczaj zgodna z jego wiekiem, ale na dodatek przynosi czytelnikowi nowe odkrycia. Pozwala zagłębić się nie tylko w jego osobowości, ale też w życie, zdobywającego coraz większą popularność, szczególnie w małoletnich kręgach, nadpobudliwego geniusza, czyli Gonza. Osobnika, który nie tylko przeraża, ale przede wszystkim sprawia, że czasem z trwogą spoglądamy na uśmiechnięte „anielskie twarzyczki” w wózkach. W końcu nigdy nie wiadomo co kryją “pod maską”. Cóż, trzeba oddać autorce to, że przede wszystkim miała odwagę ponownie zagłębić się w życie tego nastolatka. No i udało jej się nie popełnić „gniota”, a tym bardziej marnej podróbki kolejnej części Adriana Mole’a. Niestety ci, którzy poszukują tu wyłącznie
zabawy, mogą się odrobinę zawieść. Rudolf spoważniał. Zresztą, zbyt wiele problemów zwaliło mu się na głowę, choć wciąż pozostaje ślepym na pewne sprawy. Zbyt istotne.
Tak naprawdę czas pokaże, co stanie się z Rudolfem i jego rodziną. Z ich problemami, kolejnymi wyborami, a może i pojawią się nowe postacie, w końcu trochę ich ubyło. Na razie my możemy się cieszyć nieźle spisaną komedią, nawet w pewnym sensie niepowtarzalną, bo w końcu odzianą w naszą codzienność i nasze, rodzime przywary. Choć też zwyczajną, znajomą i dziwnie bezpieczną. Bezpieczną, dzięki wyobraźni, która nie opuszcza Rudolfa, w końcu jest jego jedyną pewną instytucją.