Rozdrapywanie ran, czy tylko reportaż?
Tragedia. Ból. Cierpienie. Moment, który zmienia codzienność w koszmar na zawsze. Bo czas zapomniał leczyć rany. Pozwolił im przyschnąć, ale za każdym razem, gdy tylko nadarza się taka okazja, śmiało, bez żadnej zapowiedzi, ściąga ochronną powłokę, którą sam dobrodusznie stworzył. A wszystko rozpoczął wrzesień 2004 roku. Szkoła numer 1 w północnoosetyjskim miasteczku. Jaka była pogoda? Czy jak mawiali Indianie, dobry czas by ginąć? Czy ma to w ogóle teraz znaczenie, gdy opłakuje się 332 osoby?
Właściwie wszystko to są w stanie zrozumieć tylko ci, którzy to przeżyli. Tylko oni mają prawo do odczuwania bólu, do cierpienia i odsunięcia od siebie codzienności. Tylko czasem chcą powrócić... Wtedy często pomaga im w tym rozmowa. I taką właśnie, na poły rozmową, na poły reportażem z miejsca tragedii, a w największej mierze dziwną spowiedzią uczestników, jest ta książka. Przedstawiająca opuszczone ułamki chwil. Wspomnienia i uczucia. Wzruszająca, ale też bardzo bolesna. Tu nikt nie sili się na upiększanie swych słów. Chwile pozostają wciąż osnute dymem i odziane w strzępy ciał, ubrań, materialnych pozostałości. Nie ma miejsca na poetyckość, bo ona siedzi głęboko w duszach, wczepiona w każdy kolejny krok tych, którzy przeżyli koszmar, tych, którzy pozostali osamotnieni. Są za to ludzie, którzy odeszli, ale i pozostali. Poprzez wielkość, koszmarną spektakularność tej tragedii, stali się ikonami cierpienia. Elementy „kaukaskiego konfliktu”, mali bohaterowie, którzy chcieli się uczyć i ci, którzy mieli im
pomóc spełnić marzenia. Czy naprawdę miało znaczenie to, iż niektórzy byli Osetyjczykami, Inguszami albo też Czeczenami?
Każde słowo przeszywa ból, ale jednocześnie nieodparcie wciska się też poruszający ekshibicjonizm. Pojawia się ogromna odwaga, jakiej rozmówcy autorki (zakładnicy, ci co przeżyli, członkowie rodzin) potrzebują, by ponownie wchodzić w bolesną przeszłość. Wszystko to, tworzy bogato ilustrowany zarys jednej z tak wielu tragedii, do których ostatnio aż nazbyt się chyba przyzwyczailiśmy. Piękna, osobista, ale też silnie zauważająca prawdę historyczną książka, jest w rzeczywistości hołdem, który złożony został... niewinnym. Nie abstrahująca od prawdy, bez upiększeń; nie odzierająca wyłącznie wciąż cierpiących ludzi z ich wspomnień, by wzbudzić w nas żałość, czy też przywlec sensację. To tylko kolaż – prawda obrazów, które zatrzymały ludzkie serca. Z tą różnicą, iż niektóre przystanęły tylko na chwilę, a pozostałe już nigdy się nie poruszyły.