„Gdzie ci mężczyźni wspaniali tacy, orły, sokoły, herosy” chciałoby się zanucić, czytając książkę Malwiny Kowszewicz Zakazane gry. Chodzi oczywiście o gry damsko-męskie, ale tabuny mężczyzn, przemierzających tę pokaźnych rozmiarów powieść, nie spełniają niestety postulatów Danuty Rinn. Nie spełniają zresztą pragnień żadnej kobiety, bo nie są facetami z krwi i kości, a tylko marnym podnóżkiem u stóp Oliwki. Oliwka… Marzenie mężczyzn! Kiedy szła lekko poruszając biodrami, w swoich ulubionych butach na wysokich obcasach, w starannie dopasowanym kostiumie, z torebką Vuittona, każdy mężczyzna patrzył JAK idzie. A niektórzy pragnęli wiedzieć także DOKĄD idzie. Maciej, Arek, Borys, Tomasz, Daniel czy Tom, to tylko niektórzy z licznej plejady jej wielbicieli. Gotowych na każde skinienie, przygotowujących kolacje i zapraszających ją na zagraniczne wyprawy, przybywających nawet z Australii, by tylko ją zobaczyć. Nękają telefonami, wysyłają kwiaty, nawet śledzą, gdyż tylko jedno spojrzenie wystarczy, by Oliwka
stała się fascynacją ich życia. Bardzo to piękne i intrygujące, ale powiedziałabym, że co nieco fantastyczne. Bowiem nasza bohaterka jest zupełnie nieczuła na męskie względy, a wręcz ich nienawidzi, gdyż sercem jej zawładnął niejaki OMW, człowiek bez imienia zwany „Obiektem Moich Westchnień”. Mężczyzna ten to ustawiony życiowo i zawodowo bohater kolorowych magazynów i znany w świecie ekonomista, pojawiający się jako ekspert na ekranie telewizora. W bardzo szybkim czasie zupełnie zawładnął on sercem, głową i… telefonem dwudziestotrzyletniej dziewczyny.
Zakazane gry to SMS-owy romans rozgrywający się między piękną Oliwką a panem Ważniakiem, który nie ma dla niej czasu, nic jej nie może obiecać, spotyka się z nią potajemnie, rzadko i w ściśle wiadomym celu. Ona zaś kocha, wszystko wybacza i dzieli się z nim każdą myślą za pośrednictwem otrzymywanych od niego coraz to nowych modeli telefonów. Nieliczne wspólne wyjazdy i krótkie chwile intymności przerywane są długimi tygodniami samotności, ponieważ OMW musi być z żoną, z obowiązkami i terminami. Jest przecież Bardzo Zajętym Mężczyzną. Wówczas Oliwka myśli, analizuje, cierpi, miota się między poszczególnymi wielbicielami, spieszy na ratunek przyjaciołom, przytacza nam treść wysyłanych smsów i tak przez ponad 400 stron!
Jakkolwiek sam problem poruszany przez Malwinę Kowszewicz jest z pewnością „życiowy” i może dotyczyć wielu młodych czytelniczek, to jednak język, jakim posługuje się autorka jest pretensjonalny, konstrukcja bohaterów – nawet samej Oliwki – nieprzekonująca, a forma powieściowa za bardzo rozwlekła. Wielowątkowość Zakazanych gier nie ma żadnego uzasadnienia ani dla budowy książki, ani tym bardziej dla jej wymowy. Szczegółowe opisy nużą, a poszczególne wydarzenia i postacie są wprowadzane bez celu, ponieważ ta powieść nie posiada zupełnie akcji. Interesujący nas i autorkę romans, a raczej rozwój uczuć Oliwki do OMW, jest tak rozdrobniony przez kolejno wprowadzane wątki, pojawiające się i znikające, że zwyczajnie w nich ginie. Mam zresztą wrażenie, że sama autorka zaplątała się w swoje sieci, a wraz z nią cały zespół redakcyjny. Stąd też liczne pomyłki (np. jedna z bohaterek, wyjeżdżając do Florencji nazywa się Joanna, ale kartki stamtąd przysyła już jako Marta), literówki (przede wszystkim kuriozalne
Björg, zamiast Björk) czy nierówności stylowe. Z pewnością książka ta znajdzie wiele zachwyconych nią czytelniczek, które w losach i przemyśleniach Oliwki będą chciały zobaczyć siebie, stąd też tematycznie nie podważam jej znaczenia. Literacko jednak nie jest to dzieło najwyższych lotów. To książka co najwyżej średnich wysokości, gdzie ambitny zamiar zaowocował tylko popularnym czytadłem. Zakazane gry może staną się jednak trampoliną do nowej, lepszej powieści.