Rodzinny bój o szczęście
Pragnienie szczęścia jest czymś naturalnym, niemal przez większą część życia dążymy do tego, aby trwać w tym stanie możliwie jak najdłużej. Niestety szczęście ma to do siebie, że nie jest doznaniem permanentnym i tak samo jak niespodziewanie się pojawia, często w podobny, niespodziewany sposób znika. Fortuna kołem się toczy. Bohaterowie powieści Obietnica szczęścia Justina Cartwrighta postawili sobie za cel naprawienie swojego życia, odbudowanie więzi z bliskimi, czyli idąc tą okrężną drogą, chcą być szczęśliwi. Poznajemy rodzinę Juddów, gdy ta jest w zupełnej rozsypce. Za sobą mają serię traumatycznych przeżyć i stopniowo wkraczają w etap rozrachunków i ratowania wzajemnych relacji. Coś zostało na zawsze utracone i trzeba zaczynać wszystko od nowa. Daphne i Charles Juddowie, jak wszyscy rodzice pragną, aby ich dzieci odnosiły sukcesy, nie miały większych problemów, nie cierpiały. Tymczasem ich życie naznaczone zostaje pasmem porażek, koszmarnych pomyłek i rozczarowań, a wszystko to dzieje się w dużej
mierze na ich własne życzenie. Juliet spędza dwa lata w więzieniu, Sophie próbuje wyzwolić się z więzi nałogu narkotykowego i romansu bez przyszłości, Charlie zabrnął w ślepą uliczkę związku z kobietą, której nie kocha. Charles Judd głęboko przeżywa nieszczęścia jakie spadają na jego rodzinę, sam jednak nie należy do osób o kryształowej przeszłości. Powieść zapowiada się interesująco, temat na dobrą fabułę wdzięczny, a tym czasem po lekturze odczuwam rozczarowanie. Głównym źródłem zawodu są bohaterowie, zbiorowo antypatyczni, trudno się zdobyć na jakąkolwiek empatię wobec ich losu. Od początku towarzyszy poczucie, że za swój obecny stan emocjonalny odpowiadają całkowicie sami. Są autorami swoich porażek, przede wszystkim dlatego, że pozbawieni są zasad. Przez ich indywidualny egoizm cierpi cała rodzina, cyniczni, obojętni, podszyci hedonizmem brną w różne mroczne sytuacje, bez zastanowienia nad konsekwencjami. Przebudzenie pojawia się, gdy stają przed widmem katastrofy, która nadchodzi. Wówczas pojawia
się myśl o rodzinie, o cierpieniu, jakie się zadało swoim najbliższym. Jest jednak za późno. Są rany tak głębokie, po których zawsze zostaje widoczna blizna. Bohaterowi są chłodni i wystudiowani, zbyt przeintelektualizowani. Nawet w trudnych sytuacjach życiowych zwracają się w stronę intelektualnej dysputy. Stają się przez to sztuczni, mało dynamiczni. Postacie wielokrotnie, z uporem maniaka pytają o to samo i otrzymują te same odpowiedzi. Fabuła tym sposobem znacznie „zwalnia”, czytelnik nie dowiaduje się niczego nowego. To rodzaj „przegadania” typowego dla oper mydlanych. „Jak się czujesz Charles?” „Dobrze”. „Jak się czujesz Juliet?” „Coraz lepiej”. „Jak się czuje Charlie?” „Znakomicie”. Ciągła dyskusja bohaterów, dlaczego stało się tak, a nie inaczej, nuży potwornie.
Plusami powieści są obserwacje, które czyni autor względem zmieniającego się w tygiel kulturowy Londynu, chociaż nie ma ich wiele. Opis życia Daphne i Charlesa w Kornwalii, charakterystyka sposobu ich życia również dodaje kolorytu powieści. Cartwright pozwalając bohaterom na intelektualne rozważania, mimo iż moment nie zawsze jest sprzyjający, wykazuje się sporą erudycją, jest to walor, który podnosi jakość powieści, pojawi się coś z Faulknera, Rotha, Freuda, Junga, sporo interesujących informacji o oknach Tiffany’ego. Autor krąży po sferach literatury, filozofii, sztuki, interpretuje zmieniajacą się rzeczywistość. Miłym akcentem jest krytyka manierycznego wtykania „jakby” w każde zdanie, które wprowadza jedynie pustkę semantyczną. Powoduje, iż wypowiedź traci na konkretności. „Mnie jakby bardzo by się to podobało” – takich perełek jest w powieści parę, autor ostatecznie ironicznie rozprawi się z tym: „Dzieją się jakieś złowrogie rzeczy. Chyba wiesz, co mam na myśli. Co dokładnie? Sprecyzuj jakby o co ci
chodzi? Na początek o to, że ludzie cały czas mówią „jakby”.
Justin Cartwright umieścił motto, słowa Johna Updike’a „Czy szczęście było kiedykolwiek tematem beletrystyki? Obietnica szczęścia sugeruje, że szczęście nie jest gwarantowane na całe życie, jednak autor w niezbyt dobry sposób realizuje ten temat i myślę, że trzeba poczekać na inną powieść, może nawet tego samego autora, który o fortunie, co to kołem się toczy, napisze bardziej interesująco.