Reportaż jest dla mnie wszystkim - rozmowa z Jackiem Hugo-Baderem
Ja się po prostu dobrze czuję w tej byłej komunie. Urodziłem i wychowałem się w podobnym systemie, w podobnym kraju. Gdybym miał jechać do nowego miejsca, to musiałbym się wszystkiego uczyć od początku. A nie jestem na to gotowy. Pojechałem raz do Chin i poniosłem porażkę dziennikarską. Te teksty nie były głębokie.
Ewa Jankowska (WP.pl): Nie po raz pierwszy pojechał Pan do Rosji. Co Pana tam ciągnie?
Jacek Hugo-Bader:Potrzeba. Ja po prostu muszę tam czasem pojechać. To taki wewnętrzny przymus. Jak myślę nad nową książką, to te pomysły rosyjskie same jakoś przychodzą mi do głowy. Nawet nie muszę specjalnie wymyślać.
Mam taką teczkę, która podpisana jest „Ruskie tematy” i gdy okazało się, że są pieniądze na kolejną podróż, zacząłem się przygotowywać do wyjazdu na Kołymę. Zatrudniłem dwóch ludzi, spędziłem dużo czasu na przygotowanie się i po kilku miesiącach okazało się, że osoby, które miały zapewnić mi budżet, zmieniły zdanie. Szlag mnie trafił.
Ja jednak tak polubiłem ten temat, że sam poszedłem do wydawnictwa i zapytałem, czy chcą taką książkę. Powiedzieli, że chcą, więc pojechałem.
Ale skąd potrzeba, żeby ciągle jeździć akurat do Związku Radzieckiego? Dlaczego nie do jakiegoś nowego miejsca?
Ja się po prostu dobrze czuję w tej byłej komunie. Urodziłem i wychowałem się w podobnym systemie, w podobnym kraju. Gdybym miał jechać do nowego miejsca, to musiałbym się wszystkiego uczyć od początku. A nie jestem na to gotowy. Pojechałem raz do Chin i poniosłem porażkę dziennikarską. Te teksty nie były głębokie.
Dlaczego?
Żeby coś dobrego napisać o tym miejscu, trzeba by tam pomieszkać co najmniej dwa lata.
Aby wejść bardzo głęboko.
Oczywiście. Żeby zrozumieć.
Poznawałem Chińczyków, ale kompletnie nie rozumiałem ich myśli. Patrzyłem im w oczy i dochodziłem do wniosku, że nic nie kumam z tego, co oni mają w głowie.
Trzeba się biegle na czymś znać, żeby o czymś pisać. Nie można tak po prostu sobie pojechać. W ten sposób, to mogę pojechać i do Afryki, i do Ameryki Południowej, ale nie o to chodzi. Tak się nie da.
To czym jest dla Pana reportaż?
Moim sposobem na życie, na zarabianie pieniędzy, moją pasją, moją miłością. Wszystkim.
Jaki powinien być dobry reportaż?
To jest bardzo obszerne pojęcie. Wszystko to jest literatura faktu. I pytanie jest takie, ile jest w danym reportażu literatury, a ile faktu. Teraz Wojtek Jagielski, dziennikarz prasowy, machnął taki reportaż niezwykle literacki. Postawił człowieka przy oknie i zastanawiał się, co on myśli. Ale skąd ja mogę wiedzieć, co myśli człowiek, który stoi przede mną? Natomiast, jak się pisze literaturę, to można sobie różnie kombinować.
A u Pana czego jest więcej?
U mnie jest czysty fakt. Ja jestem dziennikarzem prasowym. Co innego dziennikarz prasowy, a co innego reporter książkowy. Co innego ja, czy Wojtek Jagielski do niedawna, a co innego Kapuściński. Wydaje mi się, że w książkach można dużo, dużo więcej. Można sobie walnąć taką barwną metaforę, którą później czytelnik będzie musiał rozwikłać. Służy to temu, by zrozumieć istotę rzeczy.
Kapuścińskiemu kiedyś jego przyjaciółka zarzuciła, że w jego reportażu nie zgadza się jakiś fakt. On na to – Krysiu, ale ty kompletnie nic nie rozumiesz, ja nie po to jadę na koniec świata i miesiące tam spędzam, żeby mi się szczegóły zgadzały. Jadę tam po to, abyś ty zrozumiała istotę rzeczy.
Nie musimy się zastanawiać, czy piesek lulu był czy go w ogóle nie było, czy on siedział na kolanach cesarza, czy nie siedział na kolanach cesarza. Próbowano rozbić to na atomy. A to była cudowna metafora.
A czy to nie jest wtedy zbyt subiektywne?
Ma prawo, reportaż to nie jest obiektywny gatunek. To tak jak z poezją, która nic nie ma wspólnego z rzeczywistością, jest jej przekładem. Tak samo reportaż jest przekładem z rzeczywistości, czyli to świat widziany zawsze czyimiś oczami, w tym przypadku oczami reportera.
W reportażu w ogóle nie można mówić o obiektywizmie. Jeśli w to samo miejsce poślemy 12 reporterów i zadamy im ten sam temat, to każdy z nich wróci z zupełnie innym reportażem. I który jest prawdziwy? Żaden i każdy jednocześnie.
Woli Pan reportaże prasowe czy literackie?
Jak czytam gazetę, to chcę mieć pewność, że to, co jest tam napisane, to prawda. Prasę czytam w celach informacyjnych. A książkę, by rozkoszować się pięknem.
Jak Pan zbiera te historie?
Jak to jak? Tak jak Pani. Siadam z człowiekiem, włączam dyktafon i z nim gadam. Z facetem, który jest na okładce mojej książki, rozmawiałem dwie doby. Bez przerwy! Przy okazji jedliśmy, piliśmy, co chwilę któryś z nas przysnął, a drugi nawijał. Ale to nic nie szkodzi, bo wszystko się nagrywało.
Ile wobec tego zajęło Panu napisanie tego reportażu?
Zbieranie informacji – kilka miesięcy, pisanie – rok. Musiałem te wszystkie chrapania odsłuchać. Dyktafon to urządzenie, bez którego nie wyobrażam sobie pracy. W pewnym momencie prawie wychodzę ze swojej roli, spotykam bohatera i przestaję być dziennikarzem i reporterem. Spotykam fajnego człowieka, bądź po prostu interesującego mnie człowieka, bo przecież nie muszę go lubić, jestem normalnym człowiekiem, jednych lubię, innych nie, i sobie go badam. Jestem go strasznie ciekawy.
Czy łatwo jest zbudować zaufanie, sprawić, że ktoś po prostu się przed Panem otworzy?
To zależy. Ja nie mam z tym problemu. Już taki jestem. Z przyjemnością sobie z ludźmi gadam i widzę, że ludzie mają przyjemność obcowania ze mną. Łatwo jest mi przekonać tych, którzy właściwie nie chcieliby gadać z dziennikarzem. Bo po co? Nie mają w tym interesu. Często pytają, co będę miał z tego, że sobie z tobą pogadam? Ja mówię, nie wiem, może okaże się to dla ciebie przyjemne, bo dla mnie będzie na pewno.
Ma Pan jakiś kolejny projekt?
Mam kilka projektów w głowie. Moja bolączka polega na tym, że czasu mi w życiu nie starczy, żeby wszystkie te projekty zrealizować. Następną książkę wydam w maju przyszłego roku i to będzie książka o Polsce. Kolejna, którą wydam w maju za dwa lata również będzie o Polsce. Ale powstaną one niezależnie od siebie. A później chcę zrealizować trzy pomysły rosyjskie. Ale to oczywiście się może zmienić.
Malinowski odkrywał kompletnie nieznane ludy, tak różne od nas, a Pan pragnie poznawać te, które są Panu najbliższe.
Nie tylko geograficznie bliskie. Ale też mentalnie. Ja uwielbiam nasz kraj, uważam, że jest niesamowicie ciekawy, strasznie chcę go opisać.
Jest według Pana niezbadany?
Inaczej, jest wart badania.
Czy jakiś konkretny region Pana interesuje?
Tego niestety nie zdradzę, ale już nie mogę się doczekać jak się do zabiorę do pracy. Strasznie mnie podnieca ten temat.
Dziękuję za rozmowę.