*Gdyby ktoś jeszcze rok temu zasugerował, że lektura „Ligi Sprawiedliwości” wywoła u mnie reakcję inną niż chroniczne ziewanie, pewnie przewróciłbym się ze śmiechu. A jednak. „Wieczni bohaterowie” to zdecydowanie najlepiej napisana i najodważniejsza z dotychczasowych odsłon serii, za której sterami nieprzerwanie zasiada Geoff Johns. Wystarczyło tylko zastąpić tytułowych herosów ich zdeprawowanymi odpowiednikami. *
Już wydana w listopadzie zeszłego roku „Trójka” znacząco odstawała poziomem od poprzednich części „Ligi”, określanej jako jeden z najmniej udanych cykli (obok „Szpona”) Nowego DC Comics. Na sukces czwartego tomu złożyły się dwa czynniki – błyskotliwa rekapitulacja wątków z „Ligi”, „Shazama!” i „Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości” oraz zaskakujący twist fabularny, otwierający drogę do doskonałego crossovera „Wieczne zło”. Gwoli przypomnienia: z alternatywnego uniwersum do naszego świata przybyli członkowie Syndykatu Zbrodni – grupa bezwzględnych superoprawców będących wypaczonym odbiciem Ligi. Superman i część jego towarzyszy zostało uwięzionych w ciele Firestorma, natomiast cybernetyczne organy Victora Stone’a zyskały świadomość i utworzyły byt nazwany przez siebie Siecią. Historia rozpoczyna się chwilę po wydarzeniach z pierwszych zeszytów „Wiecznego zła”. Ultraman, Owlman, Super-Woman, Sieć, Johnny Quick, Atom, Power Ring oraz Deathstorm przejmują kontrolę nad światem, sukcesywnie mordując innych nadludzi
i tworząc struktury przestępcze złożone z członków mafii i superłotrów.
Na fabułę 192–stronnicowego tomu składa się kilka wątków, z których bezsprzecznie najciekawszym, czyniącym lekturą wyjątkową okazuje się geneza członków Syndykatu. Johns tworząc przewrotne, iście postmodernistyczne życiorysy, z jednej strony szarga kanoniczne historie znane każdemu fanowi komiksów, z drugiej czyni je perwersyjnie fascynującymi. I choć dossier przybyszy przepełniają sadyzm oraz zbrodnia, to wyłania się z nich obraz jednostek mimo wszystko targanych licznymi słabościami i namiętnościami. Tym samym Owlman czy czerpiący siłę z kryptonitu Jor-Il zdają się równie, a może jeszcze bardziej ludzcy i złożeni niż ich praworządne odpowiedniki. Oprócz Syndykatu na kartach przewijają się również członkowie Doom Patrolu, brygada Metal Men, Dick Grayson, Cyborg oraz Czarny Adam. Ponownie mamy więc niebezpiecznie wysokie stężenie trykociarzy na centymetr kwadratowy papieru, jednak tym razem Johns i wspomagający go Sterling Gates z głową dawkują sceny przepychanek. Jeśli dodamy do tego świetną robotę, jaką
wykonali autorzy ilustracji, czyli Rod Reis, Doug Mahnke i Ivan Reis, okaże się, że „Wieczni bohaterowie” to solidna, z polotem opowiedziana superbohaterszczyna z kolekcją barwnych, pogłębionych psychologicznie (!) postaci i pierwszorzędnie zarysowanym konfliktem. A to zdecydowanie więcej niż można było się po „Lidze” spodziewać.