Rebus
Detektyw inspektor John Rebus. Z takim nazwiskiem można daleko zajść w policji. Z takim nazwiskiem pasuje się do powieści kryminalnych wprost idealnie. Gorzej jak na imię ma się Siobhan, co czyta się podobno szi-woun. Tak nazywa się pani sierżant Clarke, współpracownica i kumpelka Rebusa. Lee Herdman, trzydziestosześcioletni były żołnierz SAS pewnego dnia wpada w szał i wpada do prywatnej szkoły. Strzela i zabija dwóch uczniów, rani jednego, a potem popełnia samobójstwo. Morderca nie żyje. Milczący winny, który nie może nic powiedzieć na swoją obronę. Jasne i proste. Sprawa dla mediów na kilka dni. Sprawa dla prokuratora do pozytywnego zamknięcia. Tak by się wydawało. Lecz pojawia się Rebus. Zmagający się z jakże prostym pytaniem: "Dlaczego?" Dlaczego Lee strzelał w szkole, dlaczego do tych osób z którymi raczej nic go nie łączyło? Na te pytania nie ma jasnych, natychmiastowych odpowiedzi. A to oznacza, że trzeba się bliżej przyjrzeć sprawie. Rebus zaczyna grzebać i wszystko zamiast prostować się robi
się coraz bardziej zagmatwane.
Proza życia policji i przestępców. Mało rąk do pracy w służbie prawa. Dużo pracy, szczególnie papierkowej. Szefowie krążący nad pracownikiem jak głodne sępy. Dzień zawsze za krótki. Stres, niepoukładane życie osobiste, alkohol. W zasadzie nic nowego. Choć nieźle ukazane. Dzień po dniu. Bez zgrzytów niepotrzebnych zdań i wymyślnych sytuacji. Prosty realizm. Inna sprawa, że pokazany tu świat dla większości obywateli jest i tak dziwaczny. Praca przenikająca się z życiem prywatnym, brak dystansu. Stróże prawa zgrabnie omijający przepisy wtedy, gdy im nie pasują. Policjanci lekko i beztrosko wchodzący w cudze życie i dramaty. Z prostym uzasadnieniem, że taka jest ich praca. I z delikatnością ślepego przerośniętego słonia w sklepie z kryształami.
Powieść czyta się dobrze, choć wydaje się trochę rozwlekła. Jeśli ktoś lubi dynamiczną akcję to będzie zawiedziony. Jeśli ktoś lubi rozmowy w oparach dymu papierosowego i alkoholu powinien być usatysfakcjonowany. Pewnym problemem, przynajmniej dla mnie, jest to, że nie odczuwałem w czasie lektury specjalnej sympatii do bohaterów. Nie utożsamiałem się z nimi. A to zawsze zmniejsza przyjemność lektury. Ale to kwestia indywidualna. To wszystko nie zmienia faktu, że Rankin pisze bardzo sprawnie. Jak na współczesny kryminał całkiem nieźle. Szerokie tło, sporo dialogów, odpowiednia atmosfera. Silnie zarysowane sylwetki bohaterów. Dużo obserwacji obyczajowych. Dokładne odwzorowanie przebiegu śledzctwa. Umiejętna gra z czytelnikiem. Wciągający rebus do rozwiązania.