Trwa ładowanie...
recenzja
31-03-2015 13:18

Raport z umierającego miasta

Raport z umierającego miastaŹródło: Inne
ddubx00
ddubx00

W swojej książce reporterskiej pod wymownym i bardzo adekwatnym tytułem Detroit. Sekcja zwłok Ameryki Charlie LeDuff stawia intrygującą tezę, zgodnie z którą Miasto Maszyn jest barometrem stanu ekonomicznego Ameryki. I tak w początkach dwudziestego stulecia jako pierwsze stało się ucieleśnieniem amerykańskich snów o sukcesie i celem Wielkiej Migracji, by niemal sto lat później w pierwszej kolejności paść ofiarą wielkiego kryzysu.

Śledzenie wyłaniającego się z kart reportażu upadku miasta jest przejmującym doświadczeniem, także dzięki stylowi obranemu przez LeDuffa do snucia tej opowieści. Jest to rzeczowy, podszyty gorzkim humorem i cichą rozpaczą raport z wszystkich możliwych frontów walki miasta o przetrwanie. Taka formuła tylko wzmacnia jego szokującą wymowę.

Oto fragmenty tego upiornego kolażu: drzwi z moskitierą, które strażacy zabierają z ugaszonego domu, bo pieniądze na remonty (i nowe buty dla pogromców ognia) trafiają do nieistniejących remiz; karton soku pomarańczowego, który wypadł z ręki licealisty, zastrzelonego za uśmiech pod adresem niewłaściwej osoby; sterczące spod lodu w szybie windy opuszczonego budynku buty, należące do człowieka, który spoczywa tam od kilku miesięcy i nikogo to nie interesuje; kostnice pełne nieodebranych ciał, bo bliskich nie stać na sfinansowanie pogrzebów; pożary jako najpopularniejsza rozrywka, tańsza od kina.

Początkowo można odnieść wrażenie, że reporter przesadza, wyolbrzymia, szuka sensacji i efektownych obrazów, pasujących do swojej nośnej tezy. Jednak w miarę postępu lektury okazuje się, że mamy do czynienia z człowiekiem, który powrócił do Detroit z Nowego Jorku, by wychowywać córkę wśród rodziny, i który coraz boleśniej przekonuje się, jak bardzo zmieniła się miejska rzeczywistość od czasu jego wyjazdu. W niektórych dzielnicach biały facet w eleganckim ubraniu nie powinien nawet wjeżdżać na stację benzynową bez broni, choć w teorii nie toczy się żadna wojna. Charlie instynktownie zaczyna walczyć, święcie wierząc, że jest w stanie coś naprawić poprzez nagłaśnianie problemów, afer i korupcji w swoich artykułach. Odkrywa, że choroba tocząca Detroit dotknęła już wszelkich sfer życia. Karetka w najlepszym razie przyjedzie do wezwania w ciągu dwudziestu minut. Policja, poinformowana o znalezieniu zwłok, nie pojawi się przez dwa dni, za to sfałszuje statystyki zabójstw. Strażacy stawią się na każde wezwanie, ale
nie będą w stanie ugasić własnej remizy, podpalonej pod ich nieobecność, bo niedawno zabrano im wóz, który mogliby podłączyć do ulicznego hydrantu. Sędzia odroczy rozprawę dotyczącą serii zabójstw, by wyjechać na wakacje, a przed kolejnym terminem zginie jedyny świadek. W międzyczasie burmistrz i radni prowadzą wystawne życie, wręcz wymuszając łapówki. A rzesze zredukowanych pracowników fabryk z dnia na dzień tracą kupione na kredyt dachy nad głową. Zaś odbierając 500 dolarów zasiłku, ci zdesperowani ludzie muszą być bardzo ostrożni i mieć oczy dookoła głowy, bo mogą stracić nie tylko pieniądze, ale również życie.

ddubx00

Chyba najsmutniejszą, a zarazem najbardziej wymowną częścią książki, będącej także próbą rozrachunku z rodzinną historią oraz poszukiwania przez autora własnej tożsamości, jest puenta. Po kilku mniejszych i większych zwycięstwach (w tym np. doprowadzeniu do rozbiórki budynku, w którym zginął jego znajomy strażak, czy sfinansowaniu pogrzebu jednej z bohaterek swoich tekstów) autor się poddaje. Wycofuje się z walki, odchodzi z redakcji Detroit News, by poświęcić się wychowaniu córeczki i ratować własny rodzinny mikrokosmos, którym poważnie zachwiała jego idealistyczna szarpanina. Tak jakby przyznawał, że bitwa jest niemożliwa do wygrania, o czym zresztą świetnie wiedzą mieszkańcy Detroit. Gdyby na miasto spadł samolot, z dużym prawdopodobieństwem nikt z autochtonów by nie zginął, bo w czterdziestu procentach jest niezamieszkane. Wróciły za to bobry, których nikt nie widział nad rzeką Detroit od siedemdziesięciu pięciu lat. Czy trzeba jeszcze innych znaków?

Książka LeDuffa to lektura niełatwa, ale zarazem wręcz makabrycznie fascynująca, ilustrująca mechanizm, przyczyny i skutki amerykańskiego kryzysu. Wartościowa, przygnębiająca i dająca do myślenia. Prawdziwa gorzka esencja reportażu.

ddubx00
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
ddubx00

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj