Rafik Schami o Syrii, rewolucjach w krajach arabskich i Facebooku
W Dłoni pełnej gwiazd za pośrednictwem narratora, nastoletniego syna piekarza kreśli Pan obraz pięknego kraju, jakim jest Syria. Kraju, do którego z każdym rokiem udaje się coraz więcej polskich turystów. Czy jest to jednak kraj, w którym można czuć się bezpiecznie? Czy Syrii grożą podobne wybuchy społeczne jak ostatnio w Egipcie, Tunezji, Bahrajnie czy Libii?
* Rafik Schami :* To nie są niepokoje i wybuchy społeczne, ale rewolucja narodowa przeciwko rządzącym tutaj dyktaturom, które stosując terror, rządzą od trzydziestu, czterdziestu czy pięćdziesięciu lat i rabują naród. Czy mogą sobie państwo wyobrazić, jak bawi mnie, kiedy niemiecki minister do spraw rozwoju wypowiada się arogancko o warunkach pomocy dla krajów rozwijających się (np. o szkole w egipskiej wiosce) i mówi o 5 milionach euro, kiedy za jego wiedzą klan Mubaraka zrabował 50-80 miliardów dolarów?
Jak państwo wiedzą, i ponieważ są to rewolucje narodowe, każda przebiega zupełnie inaczej niż pozostałe. W Tunezji, Egipcie i Libii przebiegały one różnie. Jak będzie to wyglądało w Syrii, tego nie wie nikt. Reżim rodziny Assadów jest trochę bardziej inteligentny niż ten Kaddafiego czy Mubaraka, czy też Bena Alego. Ale czy to pomoże na dłuższą metę, jest to wątpliwe. Piętnaście tajnych służb uciska naród syryjski. Tunezja, Egipt i Libia dowodzą jednak, że nie mogły wystąpić przeciw nim ani CIA ani Mossad. Nie wspomnieli nawet o zasięgu. Nagle wszystkie partie, także opozycja nie mają już żadnego wpływu!!! Młodzi zdobyli szturmem te wszystkie struktury. Któż pomyślał, że Internet i Facebook wywrą taki wpływ? Ja nie!
Bohater Pana książki zajmował się wydawaniem podziemnej gazetki, którą w pomysłowy sposób kolportował. Okazuje się, że w wydarzeniach mających miejsce w krajach arabskich istotną rolę odgrywają internetowe portale społecznościowe.**Dostrzega Pan w tym analogię?
R.S.: Tak, Gazeta Skarpetkowa jest rodzajem poprzednika Facebooka i Internetu... Jakiś mieszkaniec kupuje pomarańczę, parę skarpetek i znajduje w niej wiadomość, informację. Tajne służby nie są w stanie kontrolować wszystkich towarów, a nawet kiedy tak się dzieje, to młodzi w powieści każą żeglować informacjom nad miastem za pomocą minibalonu.
W Dłoni pełnej gwiazd widzimy obraz społeczeństwa żyjącego w wielonarodowościowym Damaszku, mającego swoje codzienne problemy. Dlaczego zdecydował się Pan na pokazanie Syrii widzianej oczami nastolatka, syna piekarza?
R.S.: Byłem przerażony, jak mało dzieci i młodzież w Niemczech, a także w Europie, wiedzą o Syrii. Słyszały tylko o wojnie i o ropie naftowej. Ale nic o tym, że Damaszek jest najstarszym miastem na świecie. Ani słowa, że od tysiącleci umiemy tu żyć w pokoju z chrześcijanami. Wybrałem dla nich rozmówcę w podobnym wieku i wkrótce ten wybór mi się spodobał, ponieważ stal się dla mnie wspomnieniem mojej własnej młodości.
Książka kończy się słowami: „Pokażemy wojskowym, ilu Habibów dał światu ten uwięziony dziennikarz”. Czy wśród Syryjczyków rzeczywiście jest wielu Habibów?*Czy marzenia nastolatka mogą zostać spełnione?*
R.S.: Tak, jest wielu. Po tak długim czasie dyktatury są w większości na wygnaniu. Niektórzy byli bardzo dzielni, zostali w kraju. Siedzieli i wciąż siedzą z powodu swojej pracy dziennikarskiej w więzieniu.
Wielu ludzi Zachodu obawia się, że w wyniku rewolucji w kolejnych arabskich krajach władzę przejąć mogą fundamentaliści islamscy i dojdzie do zaostrzenia konfliktów w ramach – jak to określił Samuel Huntington – „zderzenia cywilizacji”. Jak Pan sądzi, czy faktycznie istnieje takie niebezpieczeństwo, czy też społeczeństwa arabskie w dobie Internetu i coraz bardziej powszechnego dostępu do zdobyczy cywilizacji zachodniej zmierzać będą w stronę demokratyzacji?
R.S.: Samuel Huntington jest wojującym kaznodzieją, którego artykuły nie interesowały nikogo, dopóki w USA prawicowi konserwatyści nie doszli do władzy. Świat jest o wiele bardziej skomplikowany niż ten podzielony na religie. Strach przed fundamentalistami został dobrze użyty przez dyktatorów i pomagał im przez chwilę uśpić w ten sposób tchórzliwy Zachód. Wołali: „My albo Fundamentaliści”. Graniczyło to z obłędem, ale działało. Europejczycy do wczoraj wysyłali jeszcze do Kaddafiego broń, która była używana szczególnie przeciwko ludności cywilnej, ponieważ reżim arabski nie prowadzi żadnej wojny z Izraelem, lecz z własną ludnością. Jestem chrześcijaninem i wiem, o czym mówię. Rozwój prowadzi do społeczeństwa pluralistycznego. Oczywiście każda rewolucja może zostać stłumiona, jak pokazała to Rewolucja Francuska, ale ta sztuczka z fundamentalistami nie działa. Zadziwiające jest, że Amerykanie, którzy okazują taki strach przed
fundamentalistami, są najlepszymi przyjaciółmi najgorszych ze wszystkich fundamentalistów: Arabów Saudyjskich. Wspierali też Osamę bin Ladena bronią, logistyką i pieniędzmi.
Wątek opozycji wobec reżimu jest tylko jednym z elementów książki. Ale przecież życie w Syrii to nie tylko obawa przed policją i wojskiem, lecz również codzienne sprawy mieszkańców. Także miłość, którą ogranicza wielowiekowa tradycja. Jakie znaczenie w Pańskiej powieści ma ten wątek?
R.S.:Wielkie znaczenie. W tym wywiadzie mówimy dużo o polityce, ponieważ kraje arabskie przeżywają rewolucję i krwawy ucisk. Ta powieść jest jednak powieścią miłosną. Młodzi gwiżdżą na zakazy, spotykają się i są pełni nadziei, jak młodzi być powinni. Są głodni życia, czułości i są bardzo sprytni. Proszę pomyśleć o epizodzie o wierzącym chrześcijaninie, który rozmawia z obrazem Najświętszej Maryi w katolickim kościele w Damaszku i bierze pieniądze z ofiary, ponieważ Najświętsza Maryja nigdy nie powiedziała mu, że nie może. My, chrześcijańscy Syryjczycy, kochamy Najświętszą Maryję ponad wszystko, jak Polacy. To złościło naszego księdza, jezuitę, który studiował we Francji, że w każdym domu wisi sześć, siedem obrazów Maryi i ani jeden Jezusa... I pod tym względem wielu Polaków bardzo szybko tę powieść zrozumie i mam nadzieję także pokocha.
Dziękuję za rozmowę.