PS. Jednak niektóre książki mężczyzna powinien ominąć, szerokim łukiem
Paryż? Jeżeli chodzi o mnie, to dziękuję za propozycję. Nie, nie byłem tam, ale to po prostu nie moje marzenie. Jak dla mnie zbyt ckliwy, zarazem krzykliwy i przereklamowany, a miejscami nazbyt łapczywy. Połykający dusze, które pędzą tam, by wyznać sobie miłość, sfotografować się na tle wiadomej wieży, a potem pieścić i upiększać wspomnienia. Pretensjonalne? Wolę inny świat. Dziki, nie odkryty przez tłumy, własny kąt, którego nikt mi nie zagarnie. Ale to wrażenie subiektywne. Można się czepiać, jednak dla bohaterek tej opowieści: Joasi, Basi, Magdy i Anety, Paryż to jeszcze chyba niezaprzeczalne spełnienie marzeń, „mekka”. To może wciąż urzeczywistnienie największych uczuć, jedyna miłość, spełnienie baśni o rycerzu na białym koniu. Bo cztery przyjaciółki oczywiście mają problemy i z chęcią, niestety, się nimi z czytelnikiem podzielą. Lepiej – będą pomiędzy sobą rozrywać każdego, kto tylko się im nawinie pod rękę. Nasycą was swoimi sprawami, nie cierpiącymi zwłoki dyrdymałami... aż człowiek uświadamia
sobie, że przecież większe są problemy na tym świecie! Opowiedzą o przyjaźni, miłostkach, zwyczajnym życiu i wielkich nadziejach.
Cztery kobiety – cztery historie... i tak naprawdę nic poza tym. Coś co już było, o czym można poczytać w prawie każdej „kobiecej” literaturze, zwyczajne powtórzenie w nowych rolach, do tego bagatelnie naiwnych, pozbawionych wyróżniających się elementów. Żadnego wrażenia po przeczytaniu, poza pewnym, zaskakującym wprost porządkiem w totalnym chaosie słów, po prostu nic. Zero. To jest właśnie to, co pozostaje po przeczytaniu tej powieści.
Teraz już nawet nie mam pojęcia, dlaczego sięgnąłem po tę książkę? Bo zaintrygował mnie tytuł? Czy też tylko sama okładka, dziwnie zbieżna z czołówką pewnego programu w TVP 2. Cokolwiek to było, przyznaję, iż dawno nie czytałem czegoś tak pospolitego, żeby nie powiedzieć nudnego. Nie chodzi wyłącznie o fabułę, ale też słownictwo oraz ogólnie pojętą treść tej książki. Wszystko to już gdzieś było. Wszystko to krąży od lat dajmy na to w powieściach Marian Keyes, ale oczywiście w takim jakimś lepszym stylu, z tym „błyskiem w oku”, humorem, krajowym kolorytem. A tu? Tutaj są tylko cztery kobiety i cztery historie, niepełne bohaterki i dziwnie chwiejna konstrukcja, której trzymają się ich słowa, a poza tym hula sobie wiatr, bo miejsca to ma trochę... Poza tym warto jedno – OMINĄĆ tę książkę. Łukiem szerokim! Niestety. PS. Tak, jako mężczyzna, możliwe iż odbieram tę powieść jednostronnie. Ale zasięgnąłem opinii z drugiej strony, no i jest taka sama.