Kanada jest ogromnym terytorialnie krajem, w którym mieszka tyle samo ludzi, co w wielokroć mniejszej Polsce. Co jakiś czas, zwykle via rynek potężnego sąsiada z południa, świat poznaje jakiegoś znakomitego fantastę, który wyskakuje nagle z talentem i dobrą powieścią, rzuci nam coś świeżego i ciekawego, czym wprawi w zachwyt resztę świata. Tak drzewiej było z Guyem Guvrielem Kayem, tak było całkiem niedawno ze Stevenem Eriksonem. Tych dwóch panów, poza ojczyzną, łączy bardzo specyficzny sposób tworzenia fantasy, niełatwego, niezwykle kreatywnego i sugestywnie poetyckiego. Obaj cieszą się tzw. niszową popularnością, charakteryzującą się ekstatycznie entuzjastycznymi recenzjami znawców i krytyków oraz umiarkowanymi nakładami.
Mrok, który nas poprzedza R. Scotta Bakkera jest debiutem literackim młodego filozofa (sic!), w co akurat dość trudno mi uwierzyć, bo jest to fantasy tak dojrzała, że niejeden stary mistrz gatunku na pewno zgrzyta zębami ze zawiści. Wspomniałem Kaya i Eriksona nie bez powodu – pierwszy tom Księcia Nicości to wypadkowa twórczości obu tych pisarzy. Od twórcy Malazańskiej Księgi poległych Bakker zaczerpnął sposób tworzenia świata, epicki ogrom, zamiłowanie do elementów militarnych, precyzję i skomplikowanie, natomiast od twórcy Tigany branie pełnymi garściami ze skarbnicy historii, poetyckość tekstu i wspaniałe kreacje postaci. Trudno jest mi również uwierzyć, że Bakker odniesie sukces komercyjny, ale mnie podbił natychmiast, to jest fantasy, którą uwielbiam.
Autor wpuszcza czytelnika w świat, którego cywilizacja ma już dobrze ponad cztery tysiące lat i którego przez kilka początkowych rozdziałów nie jesteśmy w stanie przyswoić. Dopiero potem znajdziemy odpowiednik historyczny – sytuacja religijno-polityczna szalenie przypomina czasy pierwszej wyprawy krzyżowej. Oto bowiem wierni wyznawcy inrithizmu zostają zmobilizowani przez swego przywódcę Maithaneta do wielkiej i świętej wojny, która ma odzyskać miasto Shimeh z rąk niewiernych Kianów. Zapał udziela się prostaczkom, bez wsparcia zawodowych armii ruszają na swych wrogów, muszą przejść przez teren Cesarstwa Nansur, wypisz wymaluj Bizancjum końca XI w. Szczwany cesarz Xerius dąży do wykorzystania ruchu, aby odzyskać utraconą potęgę swej dynastii. Rozpoczyna się skomplikowana gra różnych sił, podszyta ukrytą groźbą, strachem, szpiegami i dezinformacją wokół naiwnego i dość szaleńczego przedsięwzięcia militarno-religijnego.
Na wątku politycznym oczywiście się nie kończy – najważniejsza postać powieści, Drusas Achamian, czarnoksiężnik i szpieg, postać co najmniej dwulicowa, ma obsesję (dla niego zamieniającą się w pewność), że Apokalipsa sprzed początku czasów już wkrótce może się powtórzyć, a jej wysłannicy przygotowują dzieło zniszczenia. Jest i wątek barbarzyńskiego wodza Cnaiura i jego przyjaciela-wroga Anasurimbora Kellhusa, arcytajemnej postaci obdarzonej mocami nieznanymi również dla niego, jak się zdaje, kluczowej dla całego cyklu.
Mrok, który nas poprzedza jako się rzekło, jest pierwszą częścią cyklu, liźnięciem zaledwie ogromu, który Bakker nam przygotował. Liczba języków, sekt, religii, państw, polityków, wodzów i elementów geografii początkowo przytłacza, jednak w trakcie lektury obraz się rozjaśnia i dostraja. Na szczególne wyróżnienie zasługują dialogi, dawno w tego typu literaturze nie spotkałem tak dobrych i wnikliwych rozmów bohaterów. Coś za coś – opis jest słaby. O ile pajęczyny powiązań pomiędzy postaciami i podmiotami gry fabularnej są gęste, nieprzeniknione i wciąż się splatają mocniej, o tyle nie czuje się odmienności świata w przestrzeni, przyrodzie, a nawet etnografii. Skupiwszy się na polityce, religii, językoznawstwie i psychologii, Bakker zapomniał o plastyczności przestrzennej wyobraźni, tej, która zdecydowała o sukcesie choćby Władcy Pierścieni. Przy okazji uwaga dla miłośników elfów, krasnoludów i tym podobnych – nie ma tu czegoś takiego. Magii jest trochę, niezbyt dużo, więcej się o niej rozmawia,
stanowi zawoalowaną groźbę, pojawia się z rzadka, ale za to potężnie. Po książkę równie chętnie jak miłośnicy fantastki mogą sięgnąć fani historii, zwłaszcza tej przedindustrialnej, jej mechanizmy prezentowane przez Bakkera są uniwersalne.