19009, 134255, 2900, 4399, 10011, 76601; człowiek zaklęty w cyfrach. Pędzący pociąg, szpila w serce i koniec życia, które można opisać liczbami. Tak szybko, tak nagle, tak zwyczajnie. Bo człowiek to krucha istota. Tylko czasem wydaje mu się, że jest inaczej. Że może wszystko. I nic nie jest w stanie go zniszczyć. A potem pozostanie mu już tylko się zdziwić. Komisarz Maigret to detektyw specjalny. Zawsze czekający na „pęknięcie”. Szukający go, a potem śledzący każdą rysę i powiększającą się szparę. Dopóty, dopóki nie będzie widoczne wszystko. Ten moment, kiedy „z gracza wyłania się człowiek”.
„... wyglądał jak policjant z obiegowej karykatury. Nie nosił wąsów ani butów na grubej podeszwie. Jego ubranie było dobrze skrojone, z wełny w przyzwoitym gatunku. No i golił się, a ręce miał dobrze utrzymane. Lecz jego budowa była plebejska, masywna i koścista... Ale przede wszystkim miał osobliwy zwyczaj rozsiadania się gdzie popadło, co drażniło nawet jego kolegów.” Nie, to wcale nie znaczy, że jest zarozumiały. On po prostu jest. Jak wielki głaz, który stoi na drodze zbrodniarzom.
Tym razem stanął na drodze Piotra Łotysza. Podróżującego z Krakowa słynną „Gwiazdą Północy”. Znanego przestępcy, którego rozrachunki rozpisywane są na skalę międzynarodową. Problem jednak w tym, że przestępca skończył swój marny żywot nim dotarł na miejsce. A jednak nagle pojawia się w hotelu „Majestic”, i to w dość doborowym towarzystwie. W takim razie kto leży w ciasnej łazience? A kto przechadza się po puszystych dywanach?
Odpowiedź jest banalna. Logiczna i dla tych zaprawionych w bojach kryminalistycznych od razu do odgadnięcia, również i dla tych, którzy po kryminały nie sięgają tak często. I chyba dlatego książka nie porywa. Choć osoba samego Maigreta intryguje. Jest w nim coś z Herkulesa Poirot i coś z dziwacznego Colombo. Jest w nim coś intrygującego, coś co przyciąga i sprawia, że historia wydaje się być ciekawsza. Mimo, że banalna, jednak przedstawiona odrobinę inaczej. Tych, których jednak książka zawiedzie, nie doprowadzi ona do bankructwa, gdyż wydana w „małej czarnej” serii Wydawnictwa Dolnośląskiego, książka jest niedroga. Tak więc, czy nas kryminalna sprawa porwie, na tą godzinę, czy nie, nasza kieszeń zbytnio tego nie odczuje. A miłośnikom kryminałów, należy się i poznanie tego detektywa, „dziecięcia” Georges’a Simenona. Choćby na przykład po to, by porównać go do tych największych.