Nowa powieść Olgi Tokarczuk dotyczy spraw w życiu każdego człowieka najistotniejszych: poszukiwania własnego miejsca oraz doświadczenia śmierci. Bohaterki niczym nomadzi w nieustannej podróży przenoszą się z miejsca na miejsce, uciekają przed przeszłością i przestrzenią, w której się ona rozgrywała. Wszędzie tam, gdzie są, widzą śmierć w najróżniejszej postaci: umierają ludzie, zwierzęta. Muszą zmierzyć się z perspektywą śmierci ich samych oraz bliskich. Otrzymujemy trzy „ostatnie historie”, które zazębiają się i łączą. Między bohaterkami tych opowieści są nie tylko więzi rodzinne. Oprócz tego, że łączy je potrzeba podróży i oglądanie świata przez pryzmat śmierci, są również inne podobieństwa.
Wszystkie trzy: córka, babka i wnuczka odbywają ruch ku górze, odnajdują swój zikkurat, w którym przeżywają coś niezwykłego. Rzeczywistość przestaje być dla nich ważna. Interesuje je też inna przestrzeń. Komunikują się z nią na różne sposoby, np. szukając na całym świecie miejsca, gdzie ona się otwiera, zagłębiają się w odmęty sztuki, miłości, krajobrazu; piszą na śniegu świadectwo swego bólu. Dwie z trzech historii toczą się właśnie zimą, to pora śmierci, niebezpieczna i nieprzenikniona. Człowiek jest wtedy marionetką w rękach brutalnej natury. Dla kontrastu ostatnia opowieść rozgrywa się na tropikalnej, upalnej wyspie. Jednak jej bohaterka ciągle odczuwa zimno. Może być to zimno nie tylko fizyczne, ale też emocjonalne - czuje się opuszczona, zamarza od środka. Tokarczuk tworzy trzy mistrzowskie portrety kobiet, subtelnie oddaje ich spostrzeganie świata.
Matka, babka i córka doświadczyły wiele: zdradzały i były zdradzane, porzucały i wracały. I to właśnie one są na pierwszym planie, to ich historie. Postaci mężczyzn nie są zbyt rozbudowane: to albo małomówni staruszkowie, dzieci, umarli i umierający. Powieść jest przefiltrowana przez punkt widzenia kobiety. Kobiety, która doświadcza bólu porodu, widzi dojrzewanie i znikanie własnych dzieci, kocha, ale kochaną nie jest. Sama autorka na spotkaniu autorskim powiedziała, że powieść wprowadza czytelnika w trans, wciąga go do swojego świata. Tak jest i w tym przypadku. Niebezpieczny to trans, bo dobra literatura boleśnie obnaża marność ludzkiej egzystencji (każdy człowiek jest jak motyl obserwowany przez jedną z bohaterek)... Ale może dzięki temu jej czytelnicy żyją bardziej świadomie.