Trwa ładowanie...
recenzja
16-02-2016 13:32

Przekleństwo Piastów

Przekleństwo PiastówŹródło: Inne
d14kg65
d14kg65

Polska pierwszych Piastów wydaje nam się krajem mlekiem i miodem płynącym, dzieje władców – jednym pasmem zwycięstw, piastowskie królestwo rozpościera się coraz szerzej na mapie Europy a skoligaceni z najpierwszymi dynastiami Wschodu i Zachodu władcy to z pewnością geniusze strategii i dyplomacji. Po bliższym przyjrzeniu się, przynajmniej to ostatnie okazuje się nie do końca prawdą: każde kolejne pokolenie Piastów, jakby niezdolne do wyciągnięcia wniosków z losów poprzedników, odgrywa swój krwawy Dzień Świstaka: bratobójczą wojnę najstarszego brata z młodszym rodzeństwem.

**Mieszko Lambert przeciw Bezprymowi, Kazimierz Odnowiciel przeciw (zapewne) Bolesławowi Zapomnianemu, Bolesław Śmiały walczy z Władysławem Hermanem, Bolesław Krzywousty – ze Zbigniewem, a Władysław, powieściowe dziecię, którego los splótł bóg o trzech twarzach – też w końcu, za sprawą braci, okaże się Władysławem Wygnańcem.

Czasy Bolesława Krzywoustego, w których toczy się akcja książki, od chrztu Mieszka dzieli około 150 lat. Pod cieniutką powłoką chrześcijaństwa, promieniującego od książęcych palatiów i kościołów pewnie nie dalej, niż do grodowych murów, dalej tli się stara wiara.

Pomysł autorki „Xsiąg Nefasa” dawał nadzieję na książkę wybitną: czy jest możliwe, że wyrafinowany intelektualista przybyły z Zachodu, kronikarz czy biskup, osamotniony pośród słowiańskiego żywiołu, rzucony w świat rządzony pogańskimi wierzeniami i leśną magią, sam zaczyna w nie wierzyć – i co może z tego wyniknąć?

d14kg65

Niestety, wynika znacznie mniej, niż się spodziewałam, bo całe to powieściowe pogaństwo, oprócz, może, nocy Kupały, jest… też z importu. Ukochana narratora – ze wschodnich baśni z tysiąca i jednej nocy, mag – alchemik z Sapkowskiego i okolic, a przynajmniej z nieco późniejszych stuleci, a świątynia Trygława – prosto ze świętego lasu Hollywood. Słowiańszczyzny, jeszcze do wczoraj żywej w ludowych zabobonach i obrzędach, ani odrobiny. W rezultacie otrzymujemy relację z dwóch lat krwawej wojny, która mogłaby się toczyć wszędzie, w dowolnym kraju Europy. W dwóch zamkach dwaj bracia – wrogowie, dwie bratowe – kandydatki na lady Macbeth, i ten trzeci, co zawsze korzysta. Krew – seks – tortury – magia – śnieg - krew – seks – kajdany – magia - uczta - morderstwo i da capo. Prawie pięćset stron i dwa lata akcji. A najgorsze, że nie ma komu kibicować, właściwie wszyscy bohaterowie, poza niejednoznacznym narratorem i anielską Marią, są totalnie antypatyczni, uzależnieni od krwi i seksu (co jeszcze nie czyni z tej
powieści „Gry o tron”), i właściwie nie wiadomo, o co tak naprawdę rozgrywana jest ta okrutna partia szachów. Najbardziej wypasiony zamek i tak należy do tego trzeciego.

Połączenie średniowiecznych dziejów i fantasy to znakomity pomysł, choć nie aż tak nowy, jak mogłoby się wydawać. Jest przecież saga o Witelonie i „Słowiańska apokalipsa” Witolda Jabłońskiego, „Odrodzone królestwo” Elżbiety Cherezińskiej i, nade wszystko, wykpiony i odrzucony, bo wyprzedzający swój czas o parę dziesięcioleci cykl „Dagome iudex” Nienackiego. Historyczny Władysław ma przed sobą jeszcze z pięćdziesiąt lat życia, jego siostra zostanie cesarzową Kastylii, brat wyruszy na krucjatę. Będzie o czym pisać.

I tylko, jak mały kamyk w ciżmie, uwiera mnie pytanie: jakim alfabetem i w jakim języku pisał Bolesław list do kapłanów Trygława? Chyba nie wysyłał im pergaminu z łacińskim tekstem, byłyż to więc słowiańskie runy na brzozowej korze?

d14kg65
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d14kg65