"Protest" to coś więcej niż powieść psychologiczna. Przeczytaj fragment
Rok 2020. Trybunał konstytucyjny orzeka, że aborcja ze względu na ciężkie i nieodwracalne zmiany płodu jest niezgodna z konstytucją. Wściekła na władzę Julia bierze udział w protestach. W tle rozgrywa się rodzinny dramat - ciotka Julii miała 17 lat, gdy za namową rodziców usunęła ciążę, a wiele lat później popełniła samobójstwo jak własna matka. Ale czy to na pewno były samobójstwa?
Poniżej publikujemy fragment powieści "Protest" Magdaleny Zimniak, która ukazała się nakładem wyd. Skarpa Warszawska.
Julia
Poszła. Krzywi się za każdym razem, gdy usłyszy przekleństwo. Muszę przeklinać. Teraz muszę. K..a. K..a. K...a. Mówię to szeptem, żeby znów tu nie przylazła i nie strzeliła kolejnej gadki. Mój gniew nie ma z nią związku. Raczej nie. Może trochę. To przecież ona nie rozumie. Ta jej nibyempatia odnosi się bardziej do płodu niż do kobiety. Jest przeciwko decyzji trybunału nie ze względów moralnych? Bo decyzja tego czegoś pod kierownictwem Przyłębskiej jest moralna? Ciekawe, czy tak samo by gadała, gdybym ja była w takiej sytuacji. Gdyby mnie ktoś zmuszał do urodzenia potworka bez mózgu i bez szans na przeżycie. Albo może z szansami. Może taki potworek żyłby do mojej śmierci i wszystko byłoby mu podporządkowane. A ja byłabym martwa w środku. Gorzej niż martwa. Telefon informuje o nowej wiadomości na Messengerze. To Adela. Przerwałam z nią pisanie, kiedy weszła mama. Odpowiadam. "Sorry, musiałam pogadać z mamą".
Piszę z Adelką ze dwie godziny. To pomaga. Myślimy tak samo, czujemy tak samo. Obie jesteśmy równie wściekłe. Umawiamy się na jutro. Będzie nas więcej. Dużo więcej. Damy im popalić. Trybunałowi, rządowi, Kaczorowi. Pożałują, że nas sprowokowali.
Kuba od jakiegoś czasu próbował się ze mną skontaktować. Jest kochany, ale to facet. Teraz kobiety są najważniejsze. Dopiero gdy kończę gadać z Adelą, dzwonię do niego.
Referendum o prawie aborcyjnym? Adam Bodnar ma inną propozycję
– Wybieramy się jutro z Adelą na protest. Idziesz z nami?
– Jasne. Zawsze z wami. Z tobą.
Robi mi się ciepło. Jak dobrze, że mam takiego faceta.
– Ale później pójdę do Adelki na noc – zastrzegam. – Spotkamy się w sobotę.
– Jasne – powtarza. – Teraz kobiety są najważniejsze.
Chciałabym się do niego przytulić.
– Kocham cię. – Muszę to powiedzieć. – Zawsze będziesz mnie wspierał, prawda?
– Jasne. Ja też cię kocham.
– Jeśli zaszłabym w ciążę i chciałabym czy też musiałabym usunąć, co byś zrobił?
– Twoja decyzja jest najważniejsza. To ty i twoje ciało.
– Mówisz to, co chcę usłyszeć. Podlizujesz się?
– No trochę. – Śmieje się cicho, a potem dodaje poważnie: – Mówię to, co myślę.
Gdy przerywamy połączenie, czuję się prawie dobrze. Prawie, bo Kuba jest w swoim pokoju, a ja tutaj. Chciałabym już z nim mieszkać, zasypiać obok. Tu czuję się obco. Poglądy mamy doprowadzają mnie do szału. Pamiętam, jak rozmawiali z ojcem o tych sprawach. Niczym para gołąbków. Tata zawsze ją popierał. Kamil myśli tak jak oni. Żonę znalazł też taką. To ja jestem czarną owcą w tej rodzinie. Nie chcę już tu być. Z drugiej strony, nie mam zamiaru bawić się w dom. Muszę mieć stałe dochody. Kuba już ma, ale nie pozwolę, żeby mnie utrzymywał. Nasz związek pozostanie partnerski.
To, co pomyślałam przed chwilą, nie jest prawdą. Zazwyczaj czuję się w domu dobrze, bezpiecznie. Nie zawsze tak było. Wstrząsam się na myśl o traumach z przeszłości. Wszyscy z nich wyszliśmy. Tak mi się przynajmniej wydawało. Wiadomo, blizny zostają. Biorę misia, którego dostałam od Kuby, i zwijam się z nim na tapczanie. Światło wciąż zapalone, ja nadal w ubraniu. Zamykam oczy i mocno przyciskam pluszaka.
Budzę się przed czwartą i idę do łazienki z misiem, jakbym nadal była dzieckiem. Odkładam go na pralkę, ale dotykam, nawet gdy myję zęby i się przebieram. To mój sojusznik w tym domu.
Rano moje nocne zachowanie wydaje mi się infantylne, a myśli jak z taniego romansu. Nie jestem obca. Informuję mamę, że nie wrócę dziś na noc. Pyta, czy idę do Kuby. Na wiadomość, że będę u Adelki, kiwa głową. Rozchodzimy się do pokoi, każda z nas zamyka się w swoim małym światku.
Gdy Kuba przysyła esemes, że wyszedł z metra, ubieram się i całuję mamę na pożegnanie. Przyciąga mnie, jakbym wyjeżdżała na wojnę. No, to jest wojna.
– O której wrócisz?
– Nie wiem. Pewnie będziemy chciały się wyspać, a potem zjemy razem śniadanie.
Cofam się do przedpokoju, zanim zdąży zadać następne pytanie. Zbiegam po schodach i wreszcie oddycham. Kuba już czeka.
– Cześć, przystojniaku. Fajną masz maskę.
– Twoja też całkiem, całkiem.
Zamyka mnie w ramionach i życie staje się łatwe. Telefon pika.
– Adelka wsiadła do autobusu. Zaraz będzie.
Idziemy na przystanek objęci. Gdy Adela wysiada, ściskamy ją. Jestem ze swoimi, na swoim miejscu.
Ludzi na proteście jest więcej, niż się spodziewałam. Przypuszczam, że nikt nie wziął pod uwagę takiej skali. Większość bardzo młodych, zapewne jeszcze niegłosujących. Oprócz kilku wyjątków, karnie noszą maseczki. Krzyczą: "Wy...lać" czy "J...ć PiS", a przy okazji dobrze się bawią. Duża impreza w środku pandemii nie trafia się codziennie. Nie jestem zgrana z tłumem. Nie potrafię, może nawet nie chcę. Pada nowe hasło. Ludzie skandują: "Kiedy państwo mnie nie chroni, swoje siostry będę bronić". Tak. Dlatego przyszłam pod dom Kaczyńskiego. Dlatego przyjdę kolejny raz. Po przemówieniu Lempart mottem staje się: "Wy...lać bez żadnego trybu". Przez megafon słychać nawoływania do rozejścia się i przypomnienie, że gromadzenie się w czasie pandemii jest nielegalne. "Raz, dwa, trzy, j...ć psy". Organizatorzy krzyczą, żeby zrobić krok w stronę kordonu. Robimy. Później kolejny. Ktoś ochlapuje kilku policjantów farbą. Między nami a nimi nie ma przerw. Krzyki tłumu i komunikaty policji się mieszają. Trzymam Kubę za rękę. Z drugiej strony Adela. Gdyby nie oni, czułabym się klaustrofobicznie.
I nagle wszystko się zmienia. Idziemy na spacer po Warszawie. Czuć atmosferę festynu, wiele osób puszcza muzykę, niektórzy tańczą. Wszędzie policjanci. Ludzie na zmianę krzyczą: "Chodźcie z nami", "Zdejmij mundur, przeproś matkę" lub kierują w ich stronę agresywne hasła. Szkoda mi tych mężczyzn z nieruchomymi twarzami. Coraz bardziej odcinam się od tłumu. Naszym zadaniem na niedzielę jest podobno pójście do kościoła i informowanie wiernych, czym jest aborcja.
– Jeśli nie chcecie wchodzić do środka, pozostańcie na zewnątrz.
Mamy uświadamiać ludzi. Tłum wiwatuje. Robi mi się niedobrze. Nie lubię Kościoła i wszystkiego, co sobą reprezentuje, ale kogo niby mam uświadamiać? Mamę? Kamila i jego żonę? Czy księdza proboszcza, którego kiedyś poznałam, gdy jadłam z mamą pizzę? Jestem zmęczona.
Gdy ta kobieta, o której wszyscy mówią po prostu Marta, mówi, żeby się jeszcze trochę pobawić, a później iść do domów w dużych grupach, prawie oddycham z ulgą.
Siedzimy we dwie, kończąc drugą butelkę wina. Kręci mi się w głowie, ale tego było mi potrzeba. Po wczorajszej prawie konfrontacji z mamą, po dzisiejszym proteście. Wreszcie czuję sens i siostrzeństwo.
– Zerwałam z Maćkiem.
– O!
Nic innego nie umiem powiedzieć. Adela często zmienia chłopaków, ale miałam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Maciek chodził z nami do klasy i wydawało mi się, że do siebie pasują.
– To chuj.
– Co zrobił?
– Przespał się z inną, a później mi o tym w szczegółach opowiedział. Nie dla mnie otwarty związek.
– Chuj – przyznaję.
– Później mówił, że nigdy więcej i tak dalej, ale on mnie już nie interesuje. Skreślony.
– Chuj – powtarzam.
– Gdybym zaszła z nim w ciążę, bez wahania zrobiłabym aborcję.
Zastygam.
– Ale się zabezpieczałaś?
Wzrusza ramionami.
– Pewnie, że tak. Znasz mnie. Zawsze się zabezpieczam. Mówię teoretycznie. Aborcja na życzenie powinna być dozwolona. Coś zawsze może nie wypalić. Kobieta może zmienić zdanie. To jej życie. Jej ciąża. Jej odpowiedzialność.
Nie to mi wmawiano. Kim jednak jestem, żeby oceniać drugą kobietę? Nawet jeśli sama uważałabym zarodek za dziecko? To ja, mój zarodek, moje dziecko. Inna ma prawo interpretować to inaczej. Zarodek, w przeciwieństwie do matki, nie czuje, nie cierpi. Powoli kiwam głową.
– Tak. Masz rację. Ale uważaj, dobrze? Gdyby było trzeba, towarzyszyłabym ci w aborcji. Wolę, żeby nie było trzeba.
Adelka chichocze.
– Czy ja kiedykolwiek w jakiekolwiek sprawie nie uważałam?
Jest perfekcjonistką pod każdym względem. Zawsze najlepsza. W szkole. W siatkówce. Na studiach. Pracodawcy już teraz walą do niej z propozycjami. Przyłączam się do jej śmiechu.
– Nie. Wasza doskonałość nie popełnia błędów.
Gdy decydujemy się położyć, jest mi niedobrze od wypitego alkoholu, ale równocześnie czuję się tak lekko, jakby niepostrzeżenie ktoś usunął wielki kamień uciskający mnie od wczoraj.
Powyższy fragment pochodzi z książki "Protest" Magdaleny Zimniak, która ukazała się nakładem wyd. Skarpa Warszawska.