Wydany ongiś nakładem „Twojego Stylu” zbiór wywiadów z ludźmi kultury i nauki, tematyka którego obraca się wokół księgozbiorów i lektur, od dawna był przedmiotem mojego pożądania. Toteż gdy udało mi się go nabyć za oszałamiającą cenę 6,50 zł w groszowej księgarence, nie zwracałam uwagi na nieco nadwerężoną okładkę i z miejsca zabrałam się do lektury, pochłaniając ją zachłannie i z upodobaniem. Stanowi ona bowiem swoisty relikt epoki powszechnego czytelnictwa. Respondenci autorki należą w przeważającej mierze do pokolenia seniorów (kilkoro zdążyło opuścić już grono żyjących w sporym przedziale czasu, jaki upłynął między spisaniem wywiadów a dniem dzisiejszym), dla którego bardziej regułą, niż wyjątkiem było namiętne przywiązanie do słowa drukowanego; najmłodsi spośród nich, pisarka Magdalena Tulli i księgarz Czesław Apiecionek, to ludzie czterdziestoparoletni.
Uważna lektura kolejnych dialogów może wpędzić zwykłego zjadacza książek w czarną dziurę kompleksów. Cóż bowiem znaczy nasz księgozbiór, liczący, powiedzmy, dwa tysiące pozycji, w zestawieniu z wielotysięcznymi bibliotekami większości indagowanych! Czymże jest duma czytelnika, wybijającego się ponad średnią krajową poprzez czytanie przeciętnie dwóch książek tygodniowo ( w większości beletrystycznych), wobec świadomości, że ten i ów intelektualista w analogicznym czasie pochłania dwakroć tyle pozycji, i to przeważnie o znacznie większym ciężarze gatunkowym!
Jakże wreszcie bolesna jest świadomość, że większości wymienianych przez rozmówców Łopieńskiej tytułów zapewne nigdy nie przeczytamy z powodu : zbyt mizernych podstaw edukacyjnych, uniemożliwiających zrozumienie licznych dzieł z zakresu filozofii, historii literatury, socjologii etc.; zbyt nikłej znajomości języków, nie pozwalającej na zapoznanie się z literaturą niemiecką, francuską czy iberyjską w wersji oryginalnej; niedostatku środków pozwalających na zaopatrywanie się w książki własnym sumptem i rozpaczliwego stanu zasobów większości bibliotek publicznych...!
Jednakże dla samej przyjemności wysłuchania, co mają do powiedzenia o książkach luminarze polskiej kultury i nauki, warto przezwyciężyć opory i zatopić się w lekturze. Zostanie nam to wynagrodzone stukrotnie. Czyż to nie radość skonstatować, że wcale nie musimy uważać się za niedouka i prostaka, nie mając w spisie przeczytanych dzieł pewnych pozycji zaliczanych do klasyki światowej, bowiem nie zmogli ich ludzie znacznie większego od nas formatu ? czyż nie podnosi nas na duchu fakt, że nie lubiąc twórczości tego i owego pisarza, nie wykazujemy się plebejskim gustem i miałkością intelektualną, jako że podobny doń stosunek mają: zasłużony naukowiec, wielki reżyser, znany dziennikarz?
I wreszcie - jakże krzepi nabywane z każdą przeczytaną stroną przeświadczenie, że dzieląc z tymi wybitnymi ludźmi miłość do książek, ratujemy się przed śmiercią intelektualną i duchową, przed przeistoczeniem się w zaawansowanych technologicznie troglodytów...