Trwa ładowanie...
recenzja
28-04-2015 13:36

Prawdziwa twarz inżyniera Mamonia

Prawdziwa twarz inżyniera MamoniaŹródło: "__wlasne
d14d2w0
d14d2w0

Książka Marty Maklakiewicz, poświęcona wspomnieniom o ojcu, znanym polskim aktorze, składa się z trzech części: intrygującego, pełnego rys i pęknięć portretu Zbigniewa Maklakiewicza, zajmującego opisu życia polskiej emigracji w Stanach Zjednoczonych w czasach zimnej wojny, i doklejonej do tego sentymentalnej historii… psów, które autorka wychowuje w Polsce.

Maklakiewicz jest w polskim piśmiennictwie filmowym aktorem poznanym. Wojciech Otto poświęcił mu biografię zatytułowaną po prostu „Zdzisław Maklakiewicz”, sporo analiz jego aktorstwa ukazało się na łamach przeróżnych periodyków. Jego córka dotarła nawet do tych rzadkich, dziś już zapomnianych. W jej książce pojawiają się rozliczne odwołania i cytaty, potwierdzające opinie autorki i nadające książce wartość dokumentalną. Ale wielkości Maklakiewicza w "Maklak oczami córki" nie budują opinie krytyków ani superlatywy polskiego środowiska filmowego. Te są jedynie dodatkiem do osobistego spojrzenia zakochanej w ojcu córki.

Pretekstem do powstania książki był notes "Maklaka" znaleziony przez Martę Maklakiewicz w jego pianinie. Kobieta zdecydowała się chwycić za pióro i opowiedzieć historię ojca tak, jak sama ją pamiętała. A jako że nie miała z nim bieżącego kontaktu, przez karty tego literackiego portretu przebijają niewiedza i domysły, przypuszczenia i krążące o "Maklaku" legendy, rozpowiadane w towarzystwie anegdoty i nie zawsze przyjemne fakty.

Najciekawszy "Maklak oczami córki" jest wtedy, kiedy mimochodem odkrywa cechy tego aktora, z którymi na co dzień go nie kojarzymy: smutek ukryty pod maską komedianta, nieumiejętność odnalezienia się w życiowej roli - głowy rodziny, ojca i męża czy wreszcie sztywność, jaka ograniczała go, kiedy padał klaps informujący o włączeniu kamery. Jak się okazuje, mistrz improwizacji miał kłopoty z wyluzowaniem się na planie, niebieski ptak PRL-u nie umiał zadbać o własne gniazdo. Z utworu rysuje się więc portret człowieka nieszczęśliwego, rozdartego pomiędzy uczuciami do matki, żon i córki, mającego problemy z organizacją życia osobistego i zawodowego.

d14d2w0

Chociaż Marta Maklakiewicz pisze z niezwykle osobistej perspektywy, jej książka jest rzeczowa i rzetelna. Nie ukrywa przed czytelnikiem ciemnej strony "Maklaka", ale nie jest przy tym oskarżycielska w wymowie. Córka etap przebaczenia ma już za sobą. Teraz bardziej interesują ją kwestie pamięci o ojcu i odpowiedzi na pytanie, jakim tak naprawdę był człowiekiem.

Jej rozważaniom towarzyszy autobiograficzny wątek, w którym przedstawia swoją drogę od edukacji w Polsce po karierę w Stanach. To mało wnoszący w portret „Maklaka” wtręt, ale sporo mówiący o sytuacji polskich emigrantów w USA w czasie zimnej wojny. Jak podkreśla sama Maklakiewicz, dziś jej przygoda raczej nie mogłaby się powtórzyć. Wszak za ocean coraz częściej jeździmy jako biznesmeni i turyści, a nawet na zakupy. Jej historia wydaje się więc podsumowaniem pewnego zamkniętego etapu historii, co dobrze koresponduje z osadzonymi w PRL-u losami jej ojca.

Maklakiewicz ma pamięć do anegdotek i zdolność do odtwarzania sytuacji. Czasami traktuje je zbyt emocjonalnie, ale jak na książkę tak osobistą, pełną bólu i nieprzyjemności, trzeba przyznać, że całkiem nieźle panuje nad emocjami. Sentymentalizmu utworu właściwie nie dałoby się odczuć, gdyby nie ostatnie 20 stron. Jedynym ich tematem jest historia psów Maklakiewicz, które nazywa swoimi synami i córkami. O ile jej uwielbienie do zwierząt zasługuje na wszelkie pochwały, o tyle czytanie tych romantycznych historii o ratowaniu psów i kotów niewiele wnosi do całości. Właściwie przypomina doklejone opowiadanie, które ani tu nie pasuje, ani nie zajmuje. Na szczęście, zakończenie nie wpływa na pierwszych 200 kartek opowieści.

d14d2w0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d14d2w0