Prawda niczym mgła, czyli spacery z Onanem i inne londyńskie atrakcje
Spryciarz z Londynu, powieść Pratchetta spoza Świata Dysku, to historia, której głównym bohaterem jest Dodger - zbieracz, chłopak utrzymujący się z tego, co znajdzie w kanałach angielskiej stolicy. Akcja osadzona została w początkach panowania królowej Wiktorii. Tytułowy bohater pewnej burzowej nocy staje w obronie dziewczyny, która wyskakuje z pędzącego powozu i za próbę ucieczki zostaje ciężko pobita. Po odpędzeniu napastników Dodger i jego podopieczna natykają się na Karola Dickensa i Henry'ego Mayhew. Te dwa wydarzenia zapoczątkowują spiralę zmian w życiu zbieracza. Postanawia wytopić sprawców pobicia i ich zleceniodawców, co ściągnie na niego poważne niebezpieczeństwo. Bo, jak łatwo się domyślić, pasażerka powozu to nie byle kto. Spryt i instynkt ulicznika mogą okazać się w tym starciu niewystarczającą bronią.
Jest to w zasadzie przygodówka z wątkiem kryminalnym i odrobiną nastoletniego romansu w tle. W zasadzie, gdyż powieść nieprzypadkowo zadedykowana została Henry’emu Mayhew za jego książkę. Mowa o pracy London Labour and the London Poor, sporządzonej na podstawie rozmów z mieszkańcami miasta, które autor przeprowadził w latach czterdziestych dziewiętnastego wieku. Drobiazgowo ukazywała ona problemy ludzi z biedniejszych dzielnic Londynu, których codziennością była skrajna nędza, dramatyczne warunki socjalno-bytowe i higieniczno-sanitarne. Podobne dążenie - do zwrócenia uwagi na problem nędzy - widoczne jest w całym Spryciarzu. Nie ma oczywiście mowy o nachalnym dydaktyzmie czy wykładach, autor po prostu wplata rozmaite informacje, fakty i szczegóły w tok opowieści. Dla Dodgera i ludzi z jego otoczenia bieda stanowi normę. Przemoc w rodzinie (parodiowana w kukiełkowym przedstawieniu Punch i Judy) czy samobójstwa ciężarnych slużących przybyłych z prowincji, które masowo skaczą do Tamizy, także się w tej
normie mieszczą. Nie wspominając o zarabianiu ciałem na swoje utrzymanie. Z tego względu nie zgadzam się z pojawiającą się klasyfikacją Spryciarza jako powieści dla młodszego czytelnika. Uważam, że nadaje się dla starszych nastolatków. Oraz oczywiście dla dorosłych.
Nie brak w powieści charakterystycznego dla autora humoru, ale również (także charakterystycznej) głębszej refleksji. Poza wspomnianą kwestią rozwarstwienia społecznego, Pratchett pochyla się w Spryciarzu nad filozoficznym problemem, jakim jest definicja prawdy. Ustami Dickensa - pisarza, społecznika, ale również dziennikarza - tłumaczy młodemu kanalarzowi, a także czytelnikowi, że prawda nie jest czymś stałym. Jej kształt zależy od potrzeb i intencji opowiadającego. Praktyczną ilustracją tej lekcji są losy Sweeneya Todda, cyrulika z Fleet Street. Dorobiono mu legendę demona, a Dodger dostrzegł jego inne, tragiczne oblicze.
Co do strony technicznej, to przyznać muszę, że nieco żałuję, iż tłumaczem Spryciarza nie jest Jerzy Kozłowski, który wspaniale przełożył Nację. Przekład Macieja Szymańskiego miejscami wydaje się nieco sztywny i nieporadny. Nie mam dostępu do oryginału, więc tymczasem nie przesądzam, czy winą za to należy obarczyć tłumacza, czy może raczej postęp choroby autora. Niemniej, Nację czytało się bardziej płynnie. Stąd nieco niższa ocena, bo historia zasługiwałaby na ósemkę.
Podsumowując: Spryciarz z Londynuto dynamiczna powieść przygodowa z sympatycznymi bohaterami, którym nie sposób nie kibicować, ale oprócz walorów rozrywkowych ma także inne - w fabułę wplecione są ważne refleksje nad społecznym ładem i mechanizmami, które rządzą opinią publiczną. Pratchett po raz kolejny oferuje czytelnikom unikalne doświadczenie. Tysiąca słoni może i nie będzie, ale za to pojawią się niezliczone ilości szczurów i absolutnie wyjątkowy pies. A i masoni się znajdą, jak dobrze poszukać. Poza tym zwiedzić Londyn od strony kanałów, z fachowcem w roli przewodnika, to nie lada gratka.