Kiedy wziąłem do ręki nowe wydanie „Azylu Arkham” i po raz kolejny zacząłem czytać jedną z najważniejszych historii z udziałem Batmana, nie mogłem uwierzyć, że ten komiks powstał ponad ćwierć wieku temu. Dzieło duetu Morrison/McKean zupełnie się nie zestarzało i nadal fascynuje, zadziwia i niepokoi. Co więcej, nowe wydanie z serii DC Deluxe („Azyl Arkham” debiutował w Polsce dziesięć lat temu) zawiera materiały dodatkowe, które nie pozwalają przejść obok tego tomu obojętnie.
„Azyl Arkham” to jeden z tych komiksów, które po prostu trzeba mieć na swojej półce z lekturami obowiązkowymi. I nie ważne, czy ktoś na co dzień fascynuje się historiami z udziałem zamaskowanego detektywa, czy wręcz stroni od tej postaci i uniwersum DC. Dzieło Granta Morrisona (scenariusz) i Dave'a McKeana (oprawa graficzna) jest często przywoływane w dyskusjach o miejscu komiksu w świecie sztuki. To komiks udowadniający (podobnie jak o kilka lat młodsi „Strażnicy” Moore'a), że z superbohaterskiej konwencji można wycisnąć zupełnie nową jakość. Popisać się erudycją i ubrać wszystko w nietuzinkową oprawę. Wszystko po to, by ukazać czytelnikowi różne odcienie szaleństwa.
Morrisonowi udało się przekuć całkiem prosty pomysł na kolejną historię o Batmanie i Jokerze w wielowarstwowy epizod, któremu daleko do przewidywalności. Wszystko zaczyna się w momencie, gdy szaleńcy przebywający w tytułowym azylu przejmują kontrolę nad szpitalem-więzieniem. Mają zakładników i stawiają proste żądanie: chcą, by Batman złożył im wizytę. A raczej wrócił tam, gdzie jego miejsce. Do domu pełnego szaleństwa, strachu i bólu. Tam, gdzie człowiek nazywający się nietoperzem może być sobą.
W „Azylu Arkham” czytelnik doświadcza onirycznej podróży pełnej symboli i znaczeń. Scenarzysta stawia Batmana naprzeciw kolejnych wrogów i zmusza do konfrontacji. Przy czym rzadko kiedy chodzi o fizyczne starcie. Batman nie musi robić tego co zwykle – walczyć i chwytać przestępców. Wszyscy oni są już zamknięci. Są na swoim miejscu, a Batman jest wśród nich. Jak mówi Joker, jest tam, gdzie jego miejsce.
Trudno sobie wyobrazić scenariusz Morrisona bez ręki McKeana, niebanalnego artysty, który eksperymentuje, łamie schematy i buduje niezapomniany klimat. Dodatkowo stosuje często bardzo proste zabiegi, dzięki którym doskonale znane postacie nabierają nowego wyrazu. Batman w jego wydaniu to przeważnie czarna sylwetka, rozpoznawalna wyłącznie przez spiczaste uszy i pelerynę. Dodatkowo Mroczny rycerz jest praktycznie pozbawiony twarzy (na wielu kadrach widać jedynie zaciśnięte zęby). Z tego obrazu przebija tajemniczość, ale i zamknięcie się bohatera na otaczający go świat. Bruce Wayne broni się przed szaleństwem, którego jest częścią i zdaje sobie sprawę, że Joker może mieć rację. Boi się, że Arkham może się stać jego domem.
Wydawnictwo Egmont zdecydowało się na wydanie tomu „Batman – Azyl Arkham” w ramach DC Deluxe dziesięć lat po polskiej premierze tego komiksu. I świetnie się stało, bowiem nie jest to w żadnym przypadku łatwy skok na kasę fanów. Nowe wydanie „Azylu Arkham” to 232-stronicowy tom, z czego niemal połowę objętości zajmują genialne dodatki. W tym galerię McKeana z krótkimi opisami, szkice poszczególnych plansz i pełny scenariusz (!) opatrzony komentarzem Morrisona. Jeżeli na waszej półce „Azyl Arkham” jeszcze nie zajmuje zaszczytnego miejsca, to czym prędzej naprawcie ten błąd. Ten komiks po prostu trzeba znać.